Najnowszy dodatek do World of Warcraft – The War Within, zadebiutował ponad miesiąc temu, jednak dopiero teraz jestem w stanie napisać w miarę rzeczową recenzję. Jeśli zastanawiasz się zatem czy World of Warcraft to mityczny wąż, który właśnie pożera swój ogon, to zapraszam do lektury.
20 lat minęło, jak jeden dzień…
Debiut 10 rozszerzenia do World of Warcraft – najsłynniejszego MMORPG w historii, przypada akurat na 20-lecie gry. Ja jestem z nią od dnia debiutu i choć z przerwami (czasami całkiem sporymi), to na premierę każdego dodatku wracam i tak już 20 lat. World of Warcraft stał się dla mnie bezpieczną przystanią, do której lubię powracać. Co by się nie działo w świecie gamingu, to wiem, że przynajmniej przez kilka tygodni, albo nawet miesięcy będą mógł znów przemierzać Azeroth (i nie tylko).
Nie oznacza to jednak, że jestem ślepo zapatrzony w WoW-a i nie reaguje, na to, co się z nim i wokół niego dzieje. Blizzard przez te 20 lat udowodnił bowiem, że potrafi zarówno idealnie wyczuć nastroje graczy, jak i być „niszczycielem dobrej zabawy”. Jak to wygląda w World of Warcraft The War Within? Zacznijmy od podstaw.
Run You Fools
The War Within to pierwszy rozdział większej kampanii o nazwie Worldsoul saga, w której skład wejdą w sumie trzy rozszerzenia do WoW-a. Oprócz najnowszego dodatku będą to także: Midnight oraz The Last Titan. Co to zmienia? Wbrew pozorom bardzo wiele. Od kilku lat Blizzard stara się bowiem poprawić sposób prezentacji historii w World of Warcraft. Obecnie muszę przyznać, że dla sympatyków uniwersum Warcrafta (nie tylko WoW-a), to w zasadzie najlepszy okres. The War Within podnosi poprzeczkę i całą główną kampanię, obserwuje się z zaangażowaniem i ciekawością.

Muszę przyznać, że fabularnie ostatni raz WoW zrobił na mnie takie wrażenia za czasów dodatku Legion. Oczywiście kolejne rozszerzenia też miały swoje momenty, to jednak tu trzymając się Hitchcockowskiej zasady Blizzard rozpoczyna dodatek od trzęsienia ziemi, a potem napięcie tylko rośnie. Co prawda, sam finał pozostawia trochę niedosytu, to jednak mam świadomość, że historia będzie rozwijana w kolejnych aktualizacjach. Nie mniej, jeśli chodzi o główną kampanię, to tutaj Blizzard zasługuje na uznanie i brawa.
Wiem, co w tym momencie niektórzy z was pomyślą, czy on serio skupia się na fabule w World of Warcraft? Powiem Wam szczerze, że po tylu latach spędzonych z grą, a wcześniej bawiąc się przy Warcraft 2 i 3, to dla mnie to jedno z najważniejszych uniwersum w grach. Więc tak – fabuła jest dla mnie istotna. Nie mniej, to tak naprawdę dopiero po jej ukończeniu i wbiciu maksymalnego poziomu rozpoczyna się właściwa rozgrywka.

Coś starego, coś nowego. Kilka słów o Delves
Jeśli chodzi o główny rdzeń zabawy, to nic się nie zmieniło. Skupiamy się na rozwoju swojej postaci poprzez zdobywanie coraz lepszego sprzętu. Możemy eksplorować 5-osobowe lochy na różnych poziomach trudności, udać się na rajdy w większych grupach czy postawić na rywalizację PvP. Największą nowością w progresie postaci są delves. Te instancjowane mini-lochy zostały stworzone do pokonywania ich solo, choć można je wykonywać również w grupach. Co istotne, klasyczny podział – tank, dps, healer, nie ma tu znaczenia. Założenia delves są proste, przed nami określony scenariusz, w ramach którego musimy wykonywać kolejne zadania, aby przejść do następnego etapu. Na końcu każdego mini-lochu czeka na nas boss. Proste? Na początku tak, ale w sumie jest dostępnych 11 poziomów trudności, a ja przyznam szczerze, nie mogę przebić się moim wojownikiem przez 9 (choć raz byłem już blisko).
Zdania społeczności na temat delves są podzielone. Jednak według mnie to świetny dodatek do klasycznego progresu, na który tak naprawdę składały się tylko dwie aktywności – rajdy bądź lochy Mythic+. Delves dają nam dodatkową ścieżkę, którą możemy dodatkowo realizować sami, bez potrzeby przynależenia do dużej gildii, czy brania udział w najtrudniejszych wyzwaniach. Delves mają też jeszcze jeden dodatkowy atut. Powiązany z nimi system sprawia, że wykonywanie dziennych zadań w świecie gry ma sens również na wyższych poziomach. Jest to bowiem często jedyny sposób na zdobycie specjalnych kluczy do otwarcia skrzyń z nagrodami na końcu delves.
Nie do końca poznaje mojego Orca
Blizzard w The War Within postanowił nieco zaszaleć z dostępnymi w grze klasami. Jak wygląda sprawa balansu w WoW-ie lepiej nie będę wspominał, więc tym bardziej obawiałem się dodatkowych elementów, które mogą ten stan rzeczy w The War Within pogorszyć. Ostatecznie okazało się, że nie takie Hero Talents straszne, jak je malują.

Niemal każda klasa w grze (z wyłączeniem Demon Hunterów) otrzymała 3 dodatkowe drzewka umiejętności, które są zamknięte, w powiedzmy, określonej tematyce. Tak np. najbliższy mojemu sercu warrior może wybrać spośród takich archetypów jak Slayer, Colossus czy Mountain Thane. Ostatni z nich charakteryzuje się tym, że w walce przywołuje pioruny i inne wyładowania elektryczne. Podobnie to wygląda u innych klas i muszę przyznać, że bardzo mi się to podoba. Klasy zyskały na głębi i charakterze, a także mocy.

Niestety, zgodnie z moimi obawami, zbalansowanie tego wszystkiego, nie wyszło Blizzardowi najlepiej. Oczywiście prace nad tym trwają, ale po miesiącu od premiery mogę powiedzieć, że jedynym racjonalnym wyborem dla wojownika, który chce walczyć ofensywnie będzie Slayer (a szkoda, bo Colossus ma znakomicie wyglądająca zdolność), natomiast dla wojownika tanka – Mountain Thane. Różnice pomiędzy poszczególnymi hero talents, nawet w obrębie jednej klasy, bywają ogromne. Nie dziwi mnie zatem, że Blizzard w zapowiedzianej już aktualizacji 11.0.5 zapowiedział rework kilku hero talents.
Co tam jeszcze ciekawego w World of Warcraft The War Within?
Oczywiście The War Within to także nowy obszar – Khaz Algar, który został podzielony na 4 zróżnicowane strefy, z czego 3 znajdują się pod ziemią. Sympatycy krasnoludów mogą także liczyć na nową rasę tzw. Earthen, czyli ich kamiennych odpowiedników. Nie zabrakło też 8 nowych lochów, nowego rajdu, broni czy zestawów pancerzy dla klas. Fanów PvP na pewno ucieszy kolejny ukłon w stronę solowych graczy i obecność nowego trybu rankingowego blitz, w którym to mierzą się dwie 8-osobowe drużyny na nieco zmodyfikowanych zasadach znanych ze standardowy Battlegrounds.

To koniec World of Warcraft?
The War Within to w gruncie rzeczy bezpieczny dodatek. Blizzard ewidentnie stara się rozwinąć najlepsze rzeczy, które wprowadził w dodatku Dragonflight, jak choćby drzewka rozwoju postaci. Nowe hero talents, to tak naprawdę dodatkowe, tematyczne rozszerzenie znanego już nam systemu. Delves to też ciekawy dodatek, szczególnie dla graczy, którzy nie zawsze mają czas bądź ochotę na rozgrywkę w wieloosobowych grupach.
O końcu World of Warcraft słyszę od lat. Choć sam muszę przyznać, że był taki okres, w którym obawiałem się o przyszłość MMO (gdzieś pomiędzy Battle for Azeroth, a Shadowlands), to już Dragonflight pokazał, że Blizzard, jeśli chce, to potrafi zrobić dobry dodatek. Czy The War Within to najlepszych dodatek w historii World of Warcraft? Z całą pewnością nie, ale jest to dodatek, w który warto zagrać i napawa on nadzieją, że przed WoW-em jeszcze wiele dobrych lat. Koniec World of Warcraft nie nastąpi zatem szybko. Haterzy musicie się z tym pogodzić, ale król MMORPG może być tylko jeden.
- OCENA: 8/10