Posiadacze komputerów osobistych musieli czekać aż dwa lata, by poznać ciąg dalszy przygód Aloy. Po ciepło przyjętym, choć debiutującym z problemami na PC Horizon: Zero Dawn, było pewne, że i Forbidden West zadebiutuje na blaszakach. Jednak jak wypada przeniesiony tytuł z PlayStation 5 u czy studio Nixxes sprostało oczekiwaniom? Czy gra działa poprawnie, czy może pojawiły się nowe problemy. Przekonajmy się!
Ciekawa fabuła i oryginalny świat
Z racji, że wersja gry wyszła na konsolach PlayStation prawie 2 lata temu nie ma co za bardzo rozwodzić się nad jej fabułą. Ta nie uległa zmianie w stosunku do swojego pierwowzoru. Akcja Forbidden West rozgrywa się mniej więcej sześć miesięcy po wydarzeniach z Zero Dawn. Nasza bohaterka – Aloy po raz kolejny rusza ku nowym przygodom, aby ocalić świat przed kolejnym zagrożeniem.
Podczas wydarzeń z pierwszej części Aloy dowiedziała się wiele o zaginionej cywilizacji i projekcie New Dawn. Udało się jej pokonać Hadesa, który podbił plemię kultystów, ale zwycięstwo było tylko pośrednie. Gaia – sztuczna inteligencja zdolna do terraformowania świata w dalszym ciągu nie funkcjonuje prawidłowo, a bez niej biosfera ulega szybkiej degradacji. Hefajstos (kolejne SI) w dalszym ciągu tworzy machiny wojenne, zamiast monitorować środowisko, a pokonany Hades wciąż może sprawić niespodzianki. Nadal też nie odnaleziono źródła tajemniczego sygnału, który spowodował, że wszystko zaczęło się psuć.
Sama kampania główna jest dość długa. Na jej przejście będziemy potrzebować ok. 20-30 godzin. Oczywiście, pod warunkiem że nie zajmiemy się rozwiązywaniem wszystkich wyzwań, jakie oferuje ten tytuł. W końcu mamy do czynienia z grą z otwartym światem. Nie będę już zdradzał więcej fabuły, bo śledzenie jej rozwoju to czysta przyjemność. Zanim jednak przejdziemy dalej musimy wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy.
Nie da się przecież ukryć, że kluczem do sukcesu pierwszej, jak i drugiej części jest, dość oryginalne podejście do zaprezentowanego świata mogącego stanowić dobrą podstawę do licznych opowiadań SF. Postapokaliptyczna ziemia rządzona przez wielkie roboty, które swoim wyglądem przypominają zwierzęta było powiewem świeżości, w 2017 roku i jest do tej pory. Nie otrzymaliśmy po raz kolejny wielkich pustkowi, bo wojnie nuklearnej, czy zniszczonej planety spowodowanego pandemia dziwnej choroby, która i tak zawsze dziwnym zbiegiem okoliczności tworzy zombie. Wydarzenia świata Horizon, zapoczątkował rozwój sztucznej inteligencji, która z niewiadomych przyczyny, przynajmniej na początku się zbuntowała i doprowadziła do prawie całkowitej zagłady ludzkości.
Horizon Forbidden West Edycja to typowy sandbox?
Na pierwszy rzut oka Horizon Forbidden West to stereotypowy reprezentant gier z otwartym światem. Nawet jeśli nie wiesz nic na temat świata przedstawionego i nie grałeś w poprzednią cześć, wystarczy pobieżna znajomość innych popularnych sandboksów, aby dokładnie przewidzieć wszystko, co ma do zaoferowania tytuł. Pomimo dużej liczby oryginalnych pomysłów, Horizon udaje się zachować podobieństwo do wszystkich znanych gier akcji czy ostatnio wydanych gier z elementami RPG.
Koneserzy nowych odsłon z serii Assassin’s Creed z pewnością poczują się jak w domu, gdy zobaczą mapę z zaznaczonymi wszystkimi punktami zainteresowań. Fani Wiedźmina będą zadowoleni z wieloetapowych zadań, czy licznych ciekawych sidequestów. Nietrudno też wskazać podobieństw do God of War np. pod względem lewelowania postaci. Takie porównania są zrozumiałe – trudno wymyślić coś zasadniczo nowego w tym gatunku.
Nawet wydana wkrótce po Horizon: Zero Dawn gra The Legend of Zelda: Breath of the Wild wyraźnie zainspirowała twórców do uczynienia Aloy bardziej mobilną. Bohaterka potrafi teraz szybować na tarczy, tak jak Link na szybowcu, i wspinać się po niemal stromych klifach czy nurkować.
Niestety, otwartość świata Horizon Forbidden West wciąż nie jest w stu procentach prawdziwa. Abyśmy mogli w pełni zwiedzić całą mapę musimy ukończyć fabułę w pierwszej, jak i drugiej lokacji. O ile w przypadku wydarzeń sprzed ambasady cały obszar jest otoczony przeszkodami nie do pokonania, to w przypadku drugiego większego obszaru natrafimy po prostu na niewidzialne ściany z napisem “obszar niedostępny”, co już wybija odrobinę z immersji.
Warto jednak zaznaczyć, że dostępny obszar świata stał się znacznie większy, niż mieliśmy do czynienia w pierwszej części. Nawet gdy skorzystamy z robo-zwierząt, przejazd z jednego końca na drugi zajmie nam nawet pół godziny. Pomimo płynności wyraźnie wyróżniają się cztery biomy – las i równiny, pustynie, dżungla oraz zaśnieżone stoki górskie. Każde z nich jest domem dla innych zwierząt, plemion czy maszyn.
Nie oszczędzono też nieprzyjemnych dla gracza mechanik. Chcąc w pełni ulepszyć swoją broń i zbroję, będziesz musiał grindować przez wiele godzin, w celu uzyskania wszystkich potrzebnych zasobów. Na szczęście nie jest to koniecznie do ukończenia głównej fabuły. Z wad mogę jeszcze podać dość nierówny system walki i pracy kamery podczas niej. Ta często głupieje, zwłaszcza gdy przeciwnik zaatakuje nas przy ścianie czy większej przeszkodzie.
Problematyczne wydają się też pojedynki z większymi robo-zwięrzętami. Te co prawda mają określone punkty słabości, jednak markowane przez nich ataki często są nie do uniknięcia. Zdarzyło mi się otrzymać kilkukrotnie obrażenia, mimo że teoretycznie znajdowałem się ok metra od przeciwna, a ten szarżował w innym kierunku. Jednak nie są to problemy, przez które odstawiłem całkowicie grę. Dalej bawiłem się w niej świetnie przez kolejne godziny.
Optymalizacja wersji PC
Jak już wspomniałem, nie ma różnicy w treści. Wersja Forbidden West na komputery PC zawiera identyczną zawartość, która debiutowała na PS5 wraz z pakietem DLC – Burning Shores. Główne różnice będą dotyczył jedynie dostępnych opcji graficznych, jak i sterowania. Przypomnę, że na PS5 mogliśmy wyłącznie włączyć tryb wydajności, jak i jakości. W pierwszym co prawda mogliśmy liczyć na ok. 60 klatek na sekundę, jednak jedynie w rozdzielczości 1080p. Decydując się na rozgrywkę w wyższej jakości, musieliśmy się pogodzić z 30 FPS.
Nie jest tajemnicą, że pecetowa wersja Horizon Zero Dawn miała trudny start, a gra cierpiała na liczne problemy optymalizacyjne. Jak zatem wypada przeportowana druga odsłona na PC? Z radością mogę poinformować, że tytuł działa bardzo dobrze.
Co więcej, tytuł dodaje obsługę trzech monitorów oraz wsparcie dla rozdzielczości Ultrawide (proporcje 21:9) czy Super Ultrawide (32:9 czy nawet 48:9). Dostępna jest obsługa kontrolera DualSense z dotykowym sprzężeniem zwrotnym i funkcją adaptacyjnego wyzwalania. Jednak do pełnego wykorzystania funkcji pada potrzebne jest połączenie przewodowe. Na pewno miłym dodatkiem, podobnie jak w przypadku Horizon Zero Dawn, jest obsługa myszy i klawiatury. Miło jest mieć możliwość korzystania z mojego ulubionego sposobu grania w gry, nawet jeśli nie był to zamierzony sposób przez twórców tytułu. Gra w Forbidden West na myszy i klawiaturze jest równie płynna i satysfakcjonująca, a decydując się na ten sposób nie narazimy się na żadne opóźnienia.
Gra wygląda ładnie, ale
Przejdźmy do omówienia samej oprawy wizualnej. Tytuły z PlayStation 5, które debiutują na komputerach osobistych, przyzwyczaiły nas poniekąd do tego, że wyglądają bardzo ładnie. Nie inaczej jest w przypadku Horizon: Forbidden West. Można powiedzieć, że dzięki rozbudowanym opcjom graficznym gra wygląda nawet lepiej na PC niż na konsolach. Oczywiście, pod warunkiem że uruchomimy tytuł na najwyższych ustawieniach. Jak wspomniałem wcześniej, ale gra oferuje możliwość ich dostosowania.
Licząc na jakość, którą oferuje nowsza konsola Sony, powinniśmy celować przynajmniej w ustawienia wysokie. Wiąże się to niestety z dość wysokimi wymaganiami, o których rozpiszę się trochę później.
Warto też dodać, że tytuł nie otrzymał w wersji na komputery osobiste wsparcia dla technologii Ray Tracingu. Samo studio odpowiedzialne za porty, ponoć planowało dodanie tej funkcjonalności, jednak wymagałoby to niemal całkowite przepisanie silnika gry odpowiedzialnego za generowanie grafiki. Czy jednak przez to gra wygląda źle? Nie, i aż trudno uwierzyć, że twórcom z Guerilla Games, jak i studia Nixxes odpowiedzialnego za port, udało się uzyskać taką oprawę wizualną, stosując sztuczki bazujące na klasycznej rasteryzacji.
Wydajność wersji na komputery osobiste
Na potrzeby recenzji tytuł początkowo ogrywałem na prywatnym komputerze wyposażonym w RTX 3080. Z racji, iż posiadam 48” calowy ekran super ultrawide (5120 x 1440 pixeli) mogłem co najwyżej zadowolić się ustawieniami wysokimi i dopiero gdy skorzystałem z opcji super samplingu. Podczas ponad 30-godzinnej rozgrywki gra “zawiesiła” mi się „tylko” dwukrotnie. Na szczęście nie straciłem za dużo progresu, a pliki zapisu nie uległy uszkodzeniu. Nie wykluczam, że winny może byś system operacyjny, który nie był przeinstalowywany od ponad dwóch lat.
Oczywiście, w mojej recenzji gry nie mogło zabraknąć również, testów wydajności samego tytułu. Wcześniej już zachwalałem optymalizacje wersji na PC, choć wspominałem, że gra ma naprawdę spore wymagania. Z racji, iż w planach mam, żeby tytuł na stałe znalazł się w naszej bibliotece testowej dotyczącej kart graficznych, postanowiłem jednak sprawdzić wydajność na najwyższych ustawieniach dostępnych w opcjach na jednej z naszych redakcyjnych platform testowych. Oczywiście wszystkie próby zostały przeprowadzone, na najnowszych dostępnych sterownikach.
Mimo przesunięcia wszystkich suwaków w prawą stronę gra w rozdzielczości Full HD, na testowanych kartach działa naprawdę bardzo dobrze. Nawet karta Intela Arc A770 osiąga niemal średnio 60 FPS, choć w przypadku tego tytułu natrafiliśmy na błędy związane z wyłączaniem obrazu po zmianie rozdzielczości. Być może kolejna wersja sterowników poprawi ten problem. Zwróćcie również uwagę na rezultaty osiągnięte przez GTX 980 Ti czy GTX 1660 Super. Przypomnę, że pierwsza konstrukcja kończy w tym roku 10 lat. Po delikatnym obniżeniu detali karta ta o dziwo dalej pozwoliłaby się cieszyć płynną rozgrywką nawet dziś.
W przypadku nowszych konstrukcji również bez większych niespodzianek. Tak naprawdę większość RTX serii 40 czy testowanych Radeonów RX 7900, bez problemu zapewnia płynną rozgrywkę czy to w 1440P czy nawet 2160P.
W wersji na komputery PC Horizon Forbidden West udostępniono dodatkowo użytkownikom wiele funkcji usprawniających wydajność. Mowa oczywiście o super samplingu. W grze znajdziemy takie opcje jak NVIDIA DLSS 3, Intel XeSS i AMD FSR 2.2. Co więcej, w przygotowaniu jest również aktualizacja, która doda technologię AMD FSR 3, również wspierająca generowanie klatek. Jak zatem włącznie tych opcji odbija się na wydajności?
Bez większych niespodzianek. DLSS 3 wspierany przez generator klatek zapewnia najlepsze rezultaty. Nie tylko gra działa płynniej, ale obraz jest również bardziej wyraźny. Niestety po raz kolejny włącznie FSR, powoduje delikatne rozmycie tekstur, a te wydają się jakby zamglone. Oby przyszłe aktualizacje naprawiły ten problem.
Horizon Forbidden West to dobrze wykonany port z konsoli PlayStation 5. Za równo pod względem technicznym, oprawy wizualnej, czy samej fabuły trudno cokolwiek zarzucić tytułowi od Guerrilla Games. Dużą pochwałę trzeba skierować w stronę studia Nixxes , które odpowiadało za przeportowanie tego tytułu. Szkoda tylko, że na edycję kompletną na komputery osobiste musieliśmy czekać ponad 2 lata.
Jak wspominałem Horizon Forbidden West nie jest to tytułem w żaden sposób odkrywczym, który definiuje styl rozgrywki na nowo. Jednak czy to coś złego?. Gry z otwartym światem wciąż mogą dostarczać nam rozgrywki na wiele godzin. Wystarczy by główny bohater, jak i przygody, które przeżywa czy historie, które poznaje były po prostu ciekawe. A pod tym względem Horizon Forbidden West nie zawodzi i jest w stanie zapewnić nam rozgrywkę na wiele godzin.
Ocena: 8,5/10