Po premierze 4 sezonu The Boys w sieci zawrzało. Znowu. O co to całe zamieszanie?
Poprawność polityczna zabija popkulturę. Tego stwierdzenia trzymam się już od kilku lat i w zasadzie to nie zamierzam zmieniać zdania. Twórcy, wydawcy i producenci, chcąc dogodzić wszystkim dookoła, tylko podsycają atmosferę niezrozumienia, wzajemnego linczu i obrażania się jednych grup na drugie. Kiedyś to było, ale już się nie wróci, niestety.
Eric Kripke oraz cała ekipa odpowiedzialna za tworzenie serialu The Boys przez ostatnie kilka lat zdawała się mieć głęboko gdzieś wspomnianą przeze mnie wcześniej poprawność polityczną. Oczami wyobraźni jestem w stanie zwizualizować sobie twarz producenta, który czyta jedną z najbardziej chorych i dwuznacznych scen, i na której pojawia się szeroki, szczery uśmiech. Nikt tutaj nie silił się na zmiany i chęć dopasowania się do standardów. Biały jest biały, czarny jest czarny, Azjatka jest Azjatką a jeden z bohaterów sypia z ośmiornicą, bo ma taki kaprys. Mam wrażenie, że to właśnie przez tę szczerość i normalność tak wiele osób pokochało The Boys. Dlaczego? Bo jestem jedną z tych osób.
Niestety w ostatnim czasie mnóstwo osób zarzuca twórcom, że ukazanie przeciwnych stron barykady w najnowszym sezonie jest próbą podzielenia społeczeństwa na lewo i prawo. Przy czym lewo jest cacy, a prawo jest be. Tylko, że moim zdaniem właśnie nic takiego nie ma miejsca. Scenarzyści, producenci i aktorzy kolejny raz pokazali prawdę, bolesną, lecz jednak prawdę. A jako, że prawda w oczy kole, to społeczeństwo podzieliło się samo.
Dla mnie najśmieszniejszym jest argument mówiący o tym, że przekaz The Boys w najnowszym sezonie jest zbyt upolityczniony. Ludzie, a czy oglądaliście poprzednie serie? Przecież cała fabuła w pewien sposób do tego prowadziła. Powiązania Vought z politykami i skrajnymi ugrupowaniami z jednej strony. Macki władzy, która wie, że przez supków może wiele stracić, wędrowała i drążyła szeregi Chłopaków na przestrzeni ostatnich kilkunastu odcinków.
Sympatycy Homelandera są przedstawieni w bardzo jaskrawy sposób. Są to przeważnie ludzie o skrajnie prawicowych poglądach, rasiści, homofoby i zagorzali katolicy. Z kolei sam „Ojczynosław” porównywany jest do Donalda Trumpa. Tyle, że skoro ludzie tak mocno widzą Trumpa w Homelanderze, to może rzeczywiście coś jest na rzeczy. Z drugiej strony mamy sojuszników Starlight. Jest to grupa, która może mocno kojarzyć się ugrupowaniami skrajnie lewicowymi i wolnościowymi, którzy wychodzą na ulicę sprzeciwiając się globalnej gospodarce, nierównościom społecznym, polityce anty LGBT czy wszelkim przejawom dyskryminacji. Sam Eric Kripke powiedział wprost, że nie zamierza zmieniać niczyjego myślenia, a po prostu przedstawia świat takim, jakim widzi go sam.
Cóż, z pewnością czuję, i wiem, że wielu twórców też tak myśli, że najbliższa przyszłość wygląda przerażająco i budzi niepokój. Więc po prostu wyrażamy to, jak się czujemy. Nie próbuję zmieniać czyjegoś myślenia. Próbuję po prostu komunikować mój własny strach i niepokój związany z nadchodzącym rokiem.
Teraz z niewiadomych dla mnie przyczyn ludzie poczuli się urażeni. Tylko dlaczego? Z jakiego powodu? Przecież The Boys to serial o superbohaterach, wielu by powiedziało „bajka dla dzieci”. Czy jako społeczeństwo jesteśmy już na takim poziomie zuborzenia emocjonalnego, że nawet przedstawienie bohatera serialu tak mocno nas dotyka wewnętrznie? To jest serial, fikcja, zabawa, czysta rozrywka. Nie bierzmy wszystkiego tak bardzo do siebie. Jeszcze trochę i filmowcy naprawdę zaczną się bać pokazywać świata jakim jest i ugrzeczniać go na siłę. Tylko boję się, gdzie wtedy jako społeczeństwo będziemy szukać skrajnych emocji, które przecież każdemu z nas są potrzebne.