Ostatnie dwa lata wydają się przełomowym czasem w historii jednego z największych producentów smartfonów na świecie, a ilość dużych pozwów jakie spada na tę firmę wydaje się nie mieć końca. Problemy Apple nie powinny oczywiście nikogo dziwić i nie są również czynnikiem wykluczającym amerykańską markę z szerokich działań na skalę globalną.
Każda gigantyczna firma musi regularnie mierzyć się z mniejszymi lub większymi kłopotami, co wynika bezpośrednio ze skali przeprowadzanych przez nią operacji. Ostatnie kilka miesięcy sugeruje jednak, że tym razem problemy Apple mogą długoterminowo odbić się na działalności tej marki, ponieważ stanowią one konsekwencje konfliktów z podmiotami państwowymi.
Nawet tak duża firma nie jest w stanie (choć z całą pewnością ma od tego lobbystów, dbających o jej interesy w konkretnych regionach świata) walczyć na równi z władzą poszczególnych państw, która może ograniczyć jej działania w sposób dotychczas niespotykany.
Spis treści
Gdzie leży problem Apple?
Popularność amerykańskiego giganta technologicznego wynika z bardzo specyficznej pozycji Apple w branży. Weźmy pod uwagę chociażby współczesny rynek smartfonów i urządzeń mobilnych, który w dość klarowny sposób przedstawi nam sytuację omawianej firmy. Apple jest bowiem obecnie jedynym dużym producentem telefonów, który – w przeciwieństwie do pozostałych marek – stosuje w swoich flagowcach własne procesory (tutaj wyjątkiem jest Samsung, który niedawno powrócił do Exynosa, jednak decyzja ta obejmowała tylko niektóre regiony świata) oraz oprogramowanie.
Niemalże wszystkie pozostałe urządzenia mobilne są obecnie oparte na systemie Android od marki Google, która w ostatnim czasie przejmuje również szturmem smartwatche największych producentów elektroniki (WearOS pojawił się już na zegarkach Samsunga, Xiaomi oraz OnePlus’a). Spoglądając nieco szerszej na całą branżę można sugerować, że ewentualną konkurencją dla Apple mogły niegdyś stać się smartfony z systemem Windows Phone… Mogły – gdyby przetrwały.
Tak się jednak nie stało, a więc Apple jest niejako osamotnione w swoich działaniach i musi stawić czoła znacznie większej konkurencji, która bezpośrednio oraz zakulisowo zagraża interesom firmy. Jest to oczywiście część kapitalistycznego systemu, ale w dłuższej perspektywie naturalnym efektem takiego stanu rzeczy będą praktyki obliczone na to, by jak najdłużej zatrzymać przy sobie klienta i nie dopuścić go do produktów z alternatywnym systemem.
W ten sposób dochodzimy do źródła – a jednocześnie największego asa w rękawie amerykańskiej marki – czyli zamkniętego oprogramowania z dopiskiem OS oraz specyficznego podejścia Apple do konstrukcji swoich urządzeń.
Problemy Apple zaczęły się od niewinnego portu USB-C
Pojedyncze starcia między Apple a Komisją Europejską trafiały regularnie do przestrzeni publicznej, jednak nigdy wcześniej nie osiągały skali, która mogłaby zainteresować casualowych fanów technologii. W 2023 roku ta sytuacja uległa sporej zmianie, po tym jak władze UE wymusiły na amerykańskiej marce zastosowanie w jej produktach portów USB-C zamiast złącza Lightning.
Wieloletnie problemy na tej płaszczyźnie wynikały w dużej mierze z monopolu na akcesoria do iPhone’ów, który przez lata był częścią działań Apple. W takim układzie sprzedaż smartfonów bezpośrednio wpływała na popyt i podaż oryginalnych akcesoriów do tych urządzeń. Wprowadzenie portu USB-C do zeszłorocznych flagowców amerykańskiej marki ma jednak także pewne symboliczne znaczenie.
Stanowi ono bowiem pierwszy krok w przełamaniu antykonsumenckich praktyk amerykańskiego giganta technologicznego, a więc i wstęp do nowego etapu w historii tej firmy.
Kilkuletni iPhone 12 przypomniał o sobie w nieodpowiednim momencie
Kilka dni po premierze pierwszego flagowca Apple z USB-C w jednym z europejskich państw wybuchła nowa afera związana z urządzeniami amerykańskiej marki. Tym razem nie był to problem na skalę globalną, a raczej pewien drobny element układanki, który dodatkowo pogorszył wizerunek firmy z Cupertino w oczach konsumentów ze Starego Kontynentu.
W pierwszej połowie września 2023 roku branżowe media zaczęły bowiem coraz głośniej raportować o wycofaniu ze sprzedaży kilkuletniego już iPhone’a 12 na terenie Francji. Powodem takiej decyzji miał być przekroczony poziom emisji fal elektromagnetycznych we wspomnianych urządzeniach, który zanotowano 3 lata po ich debiucie.
Problem pojawił się na urządzeniach Apple jako efekt nieprzemyślanej aktualizacji systemu, a więc warto wiedzieć, iż nie towarzyszył on iPhone’om 12 od momentu ich pojawienia się w sprzedaży. Amerykańska marka zakomunikowała chęć naprawy błędu w kolejnej łatce oprogramowania, jednak niesmak powstały w wyniku całego zamieszania mógł pozostać w świadomości europejskich konsumentów.
Apple zdecydowało się bowiem dość specyficznie podejść do rozmów ze swoimi francuskimi klientami, którzy podczas próby skontaktowania się z pracownikami marki byli zbywani i zapewniani, że iPhone 12 jest bezpiecznym urządzeniem. Przyznam szczerze, że w ogóle w to nie wątpię, jednak odgórne instrukcje na sposób komunikowania się z niezadowolonymi konsumentami wskazują na autorytarne podejście do problemu i brak chęci przyznania się do jakiegokolwiek błędu ze strony producenta.
Trudno jednocześnie oprzeć się wrażeniu, iż cała ta sytuacja została mocno wyolbrzymiona przez francuski rząd, a decyzja o wycofaniu iPhone’a 12 ze sprzedaży przebiegła zbyt szybko. Konsekwencją tego działania były dodatkowo deklaracje ze strony innych dużych europejskich państw, które zasugerowały, że także przyjrzą się temu urządzeniu.
Kolejne problemy Apple na terenie UE i rekordowa kara finansowa
Kłopoty z iPhonem 12 na terenie jednego kraju były jednak niczym w porównaniu z kolejnym wyzwaniem, jakie przygotowali dla Apple europejscy politycy. Na początku 2024 roku (a więc zaledwie kilka miesięcy po omawianych wcześniej trudnościach) pojawił się bowiem werdykt Komisji Europejskiej w sprawie skargi złożonej na amerykańskiego giganta technologicznego w 2019 roku.
Sprawa dotyczyła monopolistycznych praktyk Apple, które miały ograniczać informowanie użytkowników systemu iOS o tańszych sposobach na zakupienie subskrypcji streamowania muzyki w innych aplikacjach niż Apple Music poza sklepem App Store. Firma z Cupertino nałożyła bowiem sporą prowizję na wspomniane transakcje, co według KE doprowadziło do sytuacji, w której użytkownicy iPhone’ów przepłacali za dostęp do omawianych usług. Kara wyznaczona dla Apple przez europejskich polityków osiągnęła rekordową wysokość 1.84 mld euro.
Apple nie zgadza się z decyzją KE
Amerykańska marka wystosowała oficjalną notatkę prasową, w której informuje, iż decyzja KE została podjęta bez poparcia sprawy odpowiednimi dowodami oraz sugeruje, że negatywny przebieg całego procesu był podyktowany złożeniem samej skargi przez Spotify, czyli bezpośredniego konkurenta Apple Music i jednocześnie firmę, której działalność rozpoczęła się na terenie UE. W komunikacie wystosowanym przez biuro prasowe czytamy, między innymi, że:
Obecnie firma Spotify posiada 56 procent udziałów w europejskim rynku strumieniowania muzyki – a więc ponad dwa razy więcej niż jej najbliższy konkurent – i nie uiszcza na rzecz Apple żadnych opłat z tytułu usług, dzięki którym zbudowała jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek na świecie. Jej sukces to w znacznej mierze zasługa App Store wraz z wszystkimi narzędziami i technologiami, które firma Spotify wykorzystała do budowania, aktualizowania i udostępniania swojej aplikacji użytkownikom Apple na całym świecie.
Pełną notatkę możecie znaleźć na oficjalniej stronie biura prasowego Apple, ale ja streszczę ją dla was w jednym zdaniu: my nie jesteśmy źli, oni są źli, my bierzemy pieniądze, ale są to należne nam pieniądze, a Spotify chce rozszerzyć swoją pozycję kosztem Apple Music. Trudno oczywiście o jakiś prosty komentarz, który miałby podsumować tę dziwną sytuację, ponieważ z całą pewnością obie marki dążą do dominacji w swoich branżach (again – kapitalizm).
Nie sądzę więc, aby proces jednoznacznie wskazywał na „tego złego”, choć w kontekście opinii publicznej oraz kary, którą prawdopodobnie będzie musiało zapłacić Apple, nie ma to większego znaczenia. Dodatkowo – kolejne działa KE ponownie uderzyły w interesy amerykańskiej marki.
Problemy Apple z UE – ciąg dalszy
Od marca 2024 roku użytkownicy iPhone’ów w Unii Europejskiej będą mogli pobierać aplikacje z innych sklepów niż App Store. Apple zostało również zmuszone do wprowadzenia alternatywnych opcji płatności w swoim sklepie z aplikacjami, co ma prowadzić do obniżenia prowizji opłacanych dotychczas przez zewnętrznych deweloperów.
Przytaczane zmiany są odpowiedzią na unijną ustawę o rynkach cyfrowych (DMA), która ma na celu ograniczenie dominacji dużych firm technologicznych. Firma z Cupertino ma jednak pobierać opłatę w wysokości 0,50 euro za każdą instalację aplikacji spoza App Store po przekroczeniu 1 miliona pobrań.
Ponownie więc KE uderza bezpośrednio w monopolistyczne praktyki Apple. Amerykańska marka ma jednak w tym temacie nieco inne zdanie i sugeruje, że decyzja europejskich polityków doprowadzi do obniżenia bezpieczeństwa użytkowników.
Problemy Apple z UE to początek nowego rozdziału
Kolejnym efektem wspomnianej wcześniej ustawy DMA jest wymuszenie na Apple wprowadzenia możliwości całkowitego usunięcia przeglądarki Safari z np. smartfonu lub iPada od firmy z Cupertino. Użytkownicy będą więc mogli zastąpić omawianą aplikacje alternatywą, która wyda im się najwygodniejsza. Dodatkowo w sieci pojawiły się informacje sugerujące, że aplikacje płatnicze innych firm będą mogły korzystać z chipu NFC w iPhone’ach, a dostawcy pozostałych systemów operacyjnych będą mogli oferować lepsze narzędzia do przesyłania danych z iOS.
Zmiany zaczną obowiązywać dopiero pod koniec 2024 roku, jednak już teraz można zauważyć, że Apple zostało zmuszone do większego otwarcia swojego – hermetycznego dotychczas – systemu. Początkowo miałem jednak wrażenie, że opisane wcześniej problemy zakończą się na terenie UE i nie utrudnią działań marki w pozostałych regionach świata. Rzeczywistość okazała się jednak dla Apple o wiele bardziej skomplikowana.
Początek problemów Apple w USA
Stany Zjednoczone są niewątpliwie jednym z najważniejszych rynków zbytu dla firmy z Cupertino. Abstrahując od nostalgicznego przywiązania marki do jej rodzimego kraju, wystarczy spojrzeć na wykresy opisujące dominację Apple w tym regionie globu.
Dla porównania – w Unii Europejskiej różnica w ilości sprzedanych urządzeń między 1. a 2. miejscem jest znacznie mniejsza i sugeruje zdecydowanie równiejszą konkurencję na rynku.
Stany Zjednoczone są więc nie tylko kolebką działań popularnej marki, ale i jednym z najważniejszych regionów w kontekście sprzedaży jej urządzeń. Jaka więc musiała być reakcja Tima Cooka (prezes Apple), gdy dowiedział się o tym, że amerykański rząd ma zamiar oskarżyć „jego” firmę o monopolizację rynku smartfonów.
Do sądu federalnego w New Jersey wpłynął nawet akt oskarżenia, którego głównym punktem jest zarzucenie Apple stosowania monopolistycznych praktyk i ograniczanie atrakcyjności zewnętrznych aplikacji, poprzez oznaczania ich jako zagrożenie dla urządzeń z logiem nadgryzionego jabłka. Pozew został poparty przez 16 stanowych prokuratorów generalnych, którzy również oskarżają Apple o nadużywanie swojej pozycji w App Store.
Problemy Apple się nie kończą
Trudno już dzisiaj przewidzieć konsekwencje opisanych przeze mnie problemów dla działalności amerykańskiej marki. Z całą pewnością możemy jednak zauważyć, że światowe rządy zaczęły zdecydowanie mniej przychylnie spoglądać na praktyki Apple. Zakładam jednak, że pełen obraz szkód jakie firma poniesie w wyniku wspomnianych przeze mnie ograniczeń będzie dostrzegalne dopiero za kilka lat. Jedna rzecz wydaje się jednak pewna – amerykańska marka rozpoczyna grę na wyższym poziomie trudności, a ustawienia tej rozgrywki zostały zmienione bez jej zgody.