Jakieś 3 miesiące temu, przeglądając Wykop w poszukiwaniu nowych tematów, trafiłem na dość ciekawy wątek. Kilku użytkowników obrzucało się w nim inwektywami w temacie, który potrafi skłócić niejedną rodzinę przy wigilijnym stole… Pod warunkiem oczywiście, że twoja rodzina używa smartfonów z Androidem, uwielbia rozmowy o nowych aktualizacjach systemu, a obok każdego talerza z barszczem leży uśpiony Samsung, Xiaomi albo Motorola.
Samsung > Xiaomi > Motorola > Samsung > Xiaomi
Spór toczył się o to, czy „czysty Android” jest lepszy od tego drugiego. Drugiego, czyli jakiego? Brudnego? Skoro jest brudny to chyba oczywiste, że jest gorszy. Jednak skoro ten jest gorszy, to które marki sprzedają tego lepszego? Wątek nie zawierał zbyt wielu odpowiedzi, a kłótnia ograniczyła się do kilku obelg i uwag, ale muszę przyznać, że znalazłem w nim pewną ciekawą myśl.
Użytkownik, którego nicku niestety nie pamiętam (próbowałem ponownie odnaleźć wspomniany wątek, jednak nie mam pojęcia pod jakim hastagiem na niego trafiłem) zauważył, że pozostali uczestnicy dyskusji obrażali takie marki jak Xiaomi czy Realme, a jednocześnie zapomnieli o tym, że to Samsung wgrywa do swoich smartfonów najwięcej preinstalowanych aplikacji i dodatkowych programów. Jako wieloletni właściciel smartfonów z serii Galaxy musiałem przyznać mu rację.
Czym tak właściwie jest ten czysty Android?
Producenci smartfonów opartych na Androidzie wykorzystują autorskie nakładki systemowe, które w założeniu mają wzbogacać ich urządzenia o unikalne funkcje niedostępne u konkurencji. Jeszcze kilka lat temu – już po erze Ery G1, ale jeszcze przed debiutem Galaxy S10 – powszechna była opinia, że telefony pozbawione ważących wiele gigabajtów nakładek systemowych działają po prostu lepiej.
Już wtedy korzystałem z jakiegoś starego Samsunga, a za każdym razem, kiedy mój smartfon się zawieszał, przyjaciel namawiał mnie do przesiadki na jednego z Google Pixeli. Nie pamiętam, który Pixel był wówczas tym najnowszym, ale kanały technologiczne prześcigały się w wychwalaniu zaskakującej wydajności urządzenia pozbawionego wyżyłowanych podzespołów.
Fundamentem wspominanego smartfonu była doskonała współpraca z Androidem, który także należy do portfolio produktów marki Google. Wśród użytkowników powstało więc przekonanie, że to nakładki systemowe z dużą ilością zbędnych programów, preinstalowanych aplikacji i nieużytecznych funkcji stanowią źródło przeciętnej wydajności ich telefonów.
Brudny Android kontra Czysty Android
Przez długi czas taka teza była w pełni uzasadniona, a każdy użytkownik starszych flagowców Samsunga zapewne to potwierdzi. Przyznam, że w latach 2016-2019 byłem zaintrygowany wszystkimi urządzeniami z serii Galaxy, więc kiedy mając 17 lat wróciłem z wakacji z moją pierwszą wypłatą, to od razu wyposażyłem się w nowego Galaxy S8.
Niestety nie mam zbyt dużego szczęścia do telefonów i wkrótce – w wyniku losowego upadku urządzenia na beton – musiałem wymienić w nim ekran. Później kolejny ekran. Potem zdecydowałem się na większego Galaxy S8 Plusa, a kiedy w wakacje na nim usiadłem, to przerzuciłem się na Realme. Ten natomiast wypadł mi gdzieś na plaży, więc ostatecznie skończyłem z S9 Plusem.
Okazało się jednak, że zakupiony przeze mnie używany egzemplarz ma wadę wyświetlacza, która wkrótce spowodowała, że połowa ekranu przestała działać. Później używałem jeszcze Galaxy S10 Plusa, jednak moje wnioski zawsze pozostawały takie same – „lubię telefony Samsunga, ale po kilku/kilkunastu miesiącach ich wydajność odczuwalnie spada”.
Czysty Android Motorola – co to tak właściwie oznacza?
Kiedy w 2022 roku rozpocząłem pracę w portalu zajmującym się technologią, byłem przekonany, że sample, które dostanę do testów utrzymają mnie w tym przekonaniu. Zaczęło się z resztą nieźle, bo po zaledwie kilku miesiącach miałem okazję recenzować świetną Motorole Edge 30 Fusion. Urządzenie kosztowało wówczas niecałe 3000 złotych i plasowało się w średniej półce cenowej. Przyznam, że smartfon zrobił na mnie świetne wrażenie i potwierdził moją hipotezę – czysty Android faktycznie działa lepiej od ciężkich nakładek systemowych.
- Motorola Edge 30 Fusion | Aktualna cena
Premiera serii Edge 30 była z resztą dość symboliczna, bo przywróciła oldschoolową markę na mapę wartych uwagi producentów. Motorola chwaliła się wtedy, że jej smartfony oferują lekkie oprogramowanie MyUX i faktycznie tak było. Powiem więcej – nadal tak jest. Testowany przeze mnie przez ostatnie tygodnie model Edge 50 Pro stanowi najlepsze potwierdzenie tych słów.
Jak czysty jest „czysty Android” od Motoroli?
Podczas przygotowania materiałów do recenzji urządzenie nie zacięło się ani razu, a przecież nie zostało oparte na żadnym topowym procesorze (smartfon wykorzystuje Snapdragona 7 Gen 3) czy najnowszej pamięci wewnętrznej (Edge 50 Pro wykorzystuje standard UFS 2.2). Mimo to, wszystko działało na nim bardzo płynnie, co częściowo stanowiło efekt zastosowania lekkiej nakładki systemowej, przypominającej stockowego Androida.
- Motorola Edge 50 Pro | Aktualna cena
Napisałem „stockowego” zamiast „czystego”, ponieważ oprogramowanie smartfonów popularnej marki wcale nie jest takie czyste. Podczas pierwszej konfiguracji urządzenie ani razu nie zapyta cię o możliwość instalacji zewnętrznych programów, natomiast na twoim telefonie już na starcie znajdą się takie aplikacje jak: Solitaire (jakaś gra karciana), Block Blast (dziwny kuzyn Tetrisa), Woodoku (przyznam, że nawet nie sprawdzałem), Dancing Road (jeżdżenie kulką do rytmu muzyki) czy Block Puzzle (kolejny kuzyn Tetrisa??).
No chyba, że skonfigurujesz swój telefon bez logowania się do konta Google. Wtedy żadna z tych gier nie pojawi się na urządzeniu… Do czasu aż uruchomisz Sklep Play i będziesz chciał jednak skorzystać z jego funkcji. Wtedy aplikacje pobiorą się samodzielnie, od razu po wpisaniu danych do logowania lub założeniu nowego konta.
Realme 12 i 3 GB zbędnych aplikacji
Wszystkie preinstalowane tytuły na Motoroli Edge 50 Pro zajmowały na moim egzemplarzu łącznie 2 GB miejsca. Czy to dużo? Standardowe zdjęcie wykonane przy pomocy aparatu o rozdzielczości 12 Mpix (rozdzielczość 3072 x 4096) waży około 4 MB. Oznacza to więc, że te 2 GB miejsca to około 500 fotografii.
Nie wszystkie zdjęcia ważą tyle samo, ale to bez znaczenia. Każdy 1 MB pamięci zajęty przez niezainstalowane przez ciebie programy powinien pozostać wolny. Duże marki podpisują jednak kontrakty z wydawcami gier i aplikacji, dzięki czemu… Chciałem napisać, że dzięki temu telefony są tańsze, ale musiałbym skłamać. W każdym razie – nie mamy na to wpływu i możemy jedynie usuwać wspomniane aplikacje z urządzenia.
Motorola nie jest z resztą pod tym względem rekordzistką. Ostatnio testowałem również kilka smartfonów od Realme, a jeden z nich (model 12+) posiadał aż 3 GB miejsca zajętego przez preinstalowane programy. To równowartość kilku kopii gry PUBG Mobile lub jednego dużego tytułu pokroju Call of Duty Mobile.
Samsung bije wszystkich na głowę ilością preinstalowanych aplikacji
Motorola i Realme to jednak totalni amatorzy przy Samsungu. Koreańska marka podeszła jednak do swojej autorskiej nakładki One UI w nieco inny sposób i zamiast dodawać do niej kilkanaście dziwnych gier, zdecydowała się na zrobienie tego samego z systemowymi aplikacjami. Na smartfonach z serii Galaxy znajdziesz więc mnóstwo programów Samsunga o możliwie najbardziej podstawowych zastosowaniach, takich jak: notatnik, własna galeria, wiadomości, osobny dyktafon, dedykowany kalendarz czy jeszcze jeden sklep z aplikacjami.
W jakim celu popularny producent rozwija własne alternatywy do programów, które i tak znajdują się na każdym telefonie z Androidem? Z całą pewnością istotną kwestią jest zachowanie pewnego poziomu niezależności od Google oraz możliwość stworzenia ekosystemu opartego na własnych produktach i aplikacjach. Nie trzeba się zbyt długo zastanawiać, by zauważyć na kim wzoruje się Samsung. Mowa oczywiście o Apple.
Firma z Cupertino posiada autorskie oprogramowanie, podzespoły, programy oraz peryferia do wszystkich produktów. W rezultacie używanie kilku urządzeń oznaczonych logiem nadgryzionego jabłka jest bardzo komfortowe, ponieważ dosłownie w kilka sekund możesz przerzucić pliki z MacBooka prosto na iPhone’a czy otworzyć te same zakładki na iPadzie i Macu mini.
Synchronizacja smartfonów Samsunga z komputerami opartymi na Windowsie również jest możliwa, jednak koreańska marka musi w tym przypadku polegać na współpracy z innymi podmiotami. Próba zachowania autonomii ma z resztą swoje pozytywne strony, ponieważ użytkownicy telefonów Galaxy otrzymali dostęp do takich funkcji, jak chociażby SmartThings Find (do zdalnego kontrolowania i lokalizowania urządzenia).
Xiaomi rozumie kierunek rozwoju branży
Jako użytkownicy możemy dywagować na tym, czy obrany przez Samsunga kierunek jest właściwy czy nie, jednak pozostali duzi producenci najwyraźniej uważają, że jest. Potwierdzenie powyższego stwierdzenia stanowią ostatnie działania Xiaomi. Chińska marka zdecydowała się bowiem na porzucenie swojej dotychczasowej nakładki MIUI i przejście na system HyperOS.
Co to oznacza dla użytkowników popularnych smartfonów? Szczerze mówiąc – niewiele. Pod względem funkcji, wydajności oraz wyglądu obie nakładki prezentują się dosyć podobnie. Xiaomi położyło za to nacisk na wzmocnienie kompatybilności między różnymi urządzeniami, dzięki połączeniu zapożyczonego z Linuksa jądra oraz autorskiego systemu Vela.
Czy czysty Android zostanie w tyle?
Powstaje więc proste pytanie – czy telefony z czystym Androidem zostaną w tyle i zaoferują mniejsze możliwości od modeli opartych na rozbudowanych nakładkach? Nie do końca. Google intensywnie pracuje nad rozszerzeniem własnego ekosystemu produktów, w którego skład wchodzą obecnie zarówno telefony, jak i smartwatche, tablety czy chromebooki. W rezultacie wszystkie smartfony wykorzystujące Androida oraz zegarki oparte na systemie WearOS (a z roku na rok jest ich coraz więcej) nie będą miały żadnego problemu z szybkim parowaniem między kilkoma urządzeniami.
Po kilkudziesięciu przetestowanych telefonach mogę z resztą śmiało dodać, że współcześnie różnice między „czystym” a „ciężkim” Androidem nie mają większego znaczenia. Przez ostatnie kilka miesięcy recenzowałem zarówno modele z tej pierwszej (np. Edge 50 Pro), jak i drugiej (np. OnePlus 12 czy Galaxy S24 Plus) grupy, a komfort korzystania z przytaczanych smartfonów utrzymywał się na podobnym poziomie. Oczywiście pojawiały się między nimi rozbieżności w działaniu niektórych narzędzi (np. aparatu) jednak nie wynikały one bezpośrednio z projektu poszczególnych nakładek.