To już nie jest stary, dobry Asasyn. Recenzja gry Assassin’s Creed Mirage

Asssasin’s Creed Mirage to już 13 odsłona popularnej serii Ubisoftu. Po romansie z gatunkiem RPG w Origins, Odyssey i Valhalli, Mirage zapowiadany był jako powrót do korzeni serii. Otrzymaliśmy tym samym produkcję bardziej skondensowaną i o wyraźnie mniejszej skali. Mirage faktycznie oddaje hołd starszym odsłonom serii, czy jednak jest to właściwa droga dla Assasain’s Creed?

Witajcie w Mieście Pokoju

Mirage przenosi nas do Bagdadu z drugiej połowy IX wieku. Głównym bohaterem produkcji jest dobrze znany sympatykom Valhalli, Basim Ibn Ishaq, którego poznajemy jako sprawnego, ulicznego złodziejaszka z ogromnymi ambicjami. Warto tu bowiem podkreślić, że Mirage jest prequelem Valhalli i jego główna akcja toczy się 11 lat przed spotkaniem Eivora i Basima. Opowieść w Mirage możemy oczywiście konsumować jako samodzielne dzieło, ale nie będę ukrywał, że gracze, którzy mieli okazję ukończyć Valhallę zyskają znacznie szerszą perspektywę na niektóre z ukazanych w grze wydarzeń.

Historia przedstawiona w Mirage jest znacznie bardziej zwarta niż miało to miejsce w Valhalli, co sprawia, że łatwiej w nią wsiąknąć i odkrywać kolejne tajemnice, rywalizujących ze sobą organizacji. W centrum wydarzeń jest oczywiście Basim, który początkowo jako uliczny złodziejaszek, a później jako członek bractwa Asasynów, daje się poznać jako postać ciekawa i wielowymiarowa. Obserwowanie jakie zmiany zachodzą w Basimie, to jedno z największych przyjemności, jakie towarzyszyły mi podczas przygody w Mirage. Nie będę ukrywał, że początkowo ciężko było mi z bohaterem sympatyzować, później jednak nie tyle go polubiłem, co miałem okazje lepiej zrozumieć.

Główny wątek fabularny składa się się z kilku śledztw skupionych wokół członków zakonu, później znanego jako templariusze. W każdym przypadku naszym zadaniem jest pierwotnie ich zidentyfikowanie. W tym celu musimy jednak zebrać liczne poszlaki i dowody. Gdy uda nam się potwierdzić tożsamość członka zakonu przechodzimy do kolejnej fazy, w której planujemy sposób jego zabójstwa.

Gdybym miał wskazać jeszcze jednego bohatera najnowszej gry Ubisoftu, to byłby nim Bagdad. Mapa w Mirage jest znacznie mniejsza, niż miało to miejsce w przypadku ostatnich odsłon cyklu, jednak rekompensuje to swoją kompleksowością. Bagdad to piękne, żyjące miasto pełne wąskich uliczek i zabudowań, które aż się proszą, aby eksplorować je w stylu parkour. W trakcie rozgrywki zwiedzimy oczywiście nie tylko Bagdad, ale i kilka innych miasteczek w jego okolicach. Całość bardzo mocno przypomina mi Assassin’s Creed 2 i nie jest to jedyny element z kultowej odsłony serii, który znalazł się w Mirage.

Powrót do korzeni serii?

Jak to jest w Mirage z tym powrotem do korzeni serii? Cóż, już po kilku pierwszych godzinach miałem silne wrażenie, że cofnąłem się w czasie do roku 2009, kiedy to debiutowała, moim skromnym zdaniem, najlepsza odsłona cyklu, czyli Assassins Creed 2. Wartka historia i otwarty świat, który nie przytłacza swoim ogromem, to jednak nie jedynie podobieństwa do AC2. W Mirage po dłuższej przerwie powracamy do protagonisty, który faktycznie jest Asasynem. Oznacza to, że słynne ukryte ostrze znów jest podstawowym narzędziem w naszym arsenale. Basim to urodzony zabójca, który stroni od otwartych konfliktów i zdecydowanie bardziej woli ukradkowe działania. Skradanie i ciche eliminacje wychodzą w Mirage na pierwszy plan. Zabójstwa ukrytym ostrzem znów są gwarantowane. Oznacza to, że nie musimy odpowiednio dobierać statystyk czy martwić się o różnicę w poziomach pomiędzy nami, a potencjalnym celem.

System walki również został solidnie przebudowany i przypomina to, co znaliśmy ze starszych odsłon cyklu. Na papierze wydaje się on być dość skromny, do naszej dyspozycji oddano bowiem atak podstawowy i ciężki, unik oraz możliwość sparowania ataku. Wykonanie prawidłowo tego ostatniego sprawia, że po chwili możemy wyprowadzić zabójczy kontratak. Gwarantowane zabójstwa nie oznaczają jednak, że starcia w Mirage są trywialne. Nie mu tu mowy o niesławnym kolejkowaniu się przeciwników znanym ze starych Asasynów. Przeciwnicy zawsze atakują nas z pełną furią i zajadłością, mieszając ze sobą ataki zwykłe, jak i te, które możemy tylko sparować bądź uniknąć. Nie specjalnie przejmują się również honorowym podejściem do walki, więc ataki w plecy nie powinny was zaskoczyć. Zatem jeśli już dojdzie do bezpośrednich starć, to w Mirage trzeba wykazać się refleksem i znajomością arsenału Asasynów. Oprócz zestawu składającego się z miecza i sztyletu w starciach możemy wykorzystać bowiem szereg gadżetów jak noże do rzucania, bomby dymne, czy zatrute strzałki.

Ubisoft w Mirage zdecydował się uprościć wiele systemów, co sprawia, że tytuł ten bardziej przypomina klasyczną przygodową grę akcji niż RPG. Między innymi zrezygnowano z licznych statystyk i przedmiotów wchodzących w skład wyposażenia. Teraz musimy zwrócić uwagę tylko na ubiór, broń główną — miecz i dodatkową — sztylet. Ubiór automatycznie jest traktowany jako cały zestaw i ma przypisaną do siebie cechę, np. łatwiejsze skradanie się. Sprzęt możemy ulepszać u rzemieślników (każdy ma 3 poziomy). W przypadku broni zwiększają się jedynie zadawane obrażenia, natomiast w przypadku ubioru wzmocnieniu ulega jego wyjątkowa cecha.

Uproszczono również system rozwoju postaci, co uważam za bardzo dobrą decyzję. Do naszej dyspozycji otrzymujemy trzy proste drzewka skoncentrowane na określonych stylach rozgrywki. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby rozwijać jednocześnie wszystkie drzewka naraz. Co istotne w Mirage nasza postać nie zdobywa poziomów czy doświadczenia. Punkty umiejętności przyznawane nam są tylko i wyłącznie w zamian za wykonywanie zadań, zarówno głównych, jak i niektórych pobocznych.

Jedynym zarzutem pod względem gameplay’u jest to, że ten praktycznie nie zmienia się w trakcie rozgrywki, co sprawia, że w pewnym momencie może wkraść się monotonia. Szczególnie że kiepsko prezentuje się, chociażby zróżnicowanie przeciwników. Tak naprawdę jest ich zaledwie kilka rodzajów, od standardowych przeciętniaków przez wielkich ciężkozbrojnych po wymagających szybkich zabójców.

Tej ewentualnej monotonii możecie jednak nawet nie odczuć. Wiele zależy od tego jak podejdziecie do rozgrywki w Assassin’s Creed Mirage. Mirage może i jest mniejszą grą niż Odyssey czy Valhalla, ale to wciąż nie oznacza, że małą. Główny wątek to bowiem zabawa na 20, może 25 godzin. Ciężko to dokładnie oszacować, bowiem gra posiada szereg aktywności pobocznych. Nie zabraknie eksplorowania ruin pełnych zagadek, ukrytych artefaktów, czy zleceń asasynów, za które możemy otrzymać dodatkowe nagrody w postaci wyposażenia bądź punktów umiejętności. Co jednak bardzo mi się spodobało, to fakt, że mapa w Mirage nie jest zalana znacznikami z aktywnościami pobocznymi. Tych jest tak naprawdę zaledwie kilka rodzajów, ale aż chce się je wykonywać, szczególnie jako odskocznię pomiędzy głównymi zadaniami.

To nie fatamorgana, Mirage, tak wygląda

Assassin’s Creed Mirage bardzo pozytywnie zaskoczył mnie pod względem technicznym. Gra w trybie wydajności na konsoli Xbox Series X chodzi nie tylko niezwykle płynnie w 60 klatkach na sekundę, ale również bardzo dobrze wygląda. Ostre tekstury, żywe kolory oraz znakomite oświetlenie sprawiają, że zarówno w dzień, jak i w nocy Bagdad i okolice prezentują się niezwykle urokliwie. Nie doświadczyłem również żadnych problemów technicznych, które w jakikolwiek sposób wpłynęłyby na komfort z rozgrywki czy immersję. Niestety trochę gorzej prezentuje się warstwa audio, o ile muzyka i udźwiękowienie są idealnie dopasowane do gry, to już angielski dubbing niekoniecznie. Regularnie natrafiałem na aktorów, którzy ewidentnie nie potrafili tchnąć życia w odgrywane przez siebie postacie. Główna obsada jeszcze się broni, ale już spora część drugo i trzecioplanowych bohaterów sprawiała, że momentami miałem ochotę ich wyciszyć.

To już nie jest stary, dobry Asasyn…

Assassin’s Creed Mirage to już nie stary, dobry Asasyn, tylko nowy, lepszy. Ubisoft w umiejętny sposób połączył stare z nowym i muszę przyznać, że nie spodziewałem się, iż z Mirage wyjdzie tak dobry tytuł. Przez cały czas spędzony z grą z łatwością wyczuwałem w niej inspiracje z Assassin’s Creed 2, Odyssey czy Valhalli, a jednocześnie ich połączenie było unikalne właśnie dla Mirage. Francuski producent chyba znalazł wreszcie sposób na serię Assassin’s Creed. Zamiast powielać stale te same schematy może teraz oferować bardziej zróżnicowane doznania. Jest tu bowiem miejsce zarówno dla ogromnych gier RPG, jak choćby Odyssey, jak również dla mniejszych, ale wcale nie gorszych przygodowych gier akcji jak Mirage.

OCENA 8/10