Serial Udar był długo wyczekiwany przez polskich widzów. Miałem okazję obejrzeć przed premierą wszystkie 8 odcinków i chciałbym podzielić się z Wami swoimi wrażeniami.
Siadając do serialu Udar specjalnie nie zagłebiałem się w informacje na temat produkcji. Chciałem dać się zaskoczyć. Sprawdzić, czy moje przypuszczenia i oczekiwania spełnią się, kiedy będę poznawał kolejne losy przedstawionych tutaj bohaterów. Początkowo miałem nadzieję na to, że zobaczę dramat lub coś na kształt czarnej komedii. Wiele się nie pomyliłem, ponieważ 8-odcinkowy serial to właśnie dramat z elementami komedii i satyry otaczającej (część z nas) rzeczywistości. Dlaczego mówię tylko o części z nas? Bezsprzecznie z bohaterami czy pewnymi sytuacjami może utożsamiać się niewielki procent Polaków, a mowa tutaj osobach, które mocno identyfikują się z wszelkimi społecznymi nowościami i idą z duchem czasu, żyjąc w wielkim mieście pełnym kontrastów.

Głównym bohaterem Udaru jest Jacek, w którego wciela się Jacek Poniedziałek. Gdyby ktoś kazał mi zamknąć oczy i wyobrazić sobie podstarzałego gwiazdora, który za nic ma innych ludzi, a jego ego jest większe niż procent napływowych Warszawiaków, to pod powiekami pojawiłby się właśnie ktoś taki jak Jacek. Niezwykle irytujący, wręcz wkurzający człowiek. Taki właśnie jest nasz bohater. Wszystkich dookoła traktuje jak popychadła i tylko jego zdanie się liczy. Nie ma problemu z tym, aby nie pojawić się na ważnym wydarzeniu, a zamiast tego pić do upadłego w jakiejś podrzędnej spelunie kwitując wszystko słowami „lubię się czasem nie pojawić w różnych miejscach”. Co więcej, kiedy kolejnego dnia ma nagrać reklamę i zwyczajnie sobie nie radzi przez to, że kilka godzin wcześniej obudził się na ławce, to oczywiście winny jest każdy tylko nie on. Zapewne właśnie tego typu autodestrukcyjne zachowania pchają go do tytułowego udaru.

Kiedy Jacek jest w szpitalu, a później leczy się we własnym domu, otaczają go znajomi i przyjaciele. Powiedzieć, że są ekscentrykami, to jak nie powiedzieć nic. Znajdziemy tutaj prawie cały przekrój współczesnego i idącego z duchem czasu społeczeństwa. Mamy tu małżeństwo przyjaciół, z czego ona jest uczestniczką wszelkich demonstracji i za wszelką cenę chce rzucić wszystko i wyjechać do Tajlandii na rok, bo to teraz modne. On, który boi się wyrazić własnego zdania i wszelkie potrzeby tłumi w sobie (co ostatecznie doprowadzi do wybuchu, ale znów cała wina spadnie na niego). No i mają jeszcze syna, córkę… Nie, syna, który identyfikuje się jako kobieta. Ciekawe było to, że kiedy powiedział(a) o tym rodzicom, oni zareagowali takim zwyczajnym „ok”.

To oczywiście nie wszyscy. Jest też agentka, która sama wychowuje dziecko, i wydaje się, że największym problemem dla niej jest to, że być może niedługo nie będzie jej stać na to, aby jeść śniadania na mieście. Młody gej, przyjaciel Jacka, który nie radzi sobie w życiu i twierdzi, że wszystkich zawiódł. Sprzedawca z foodtrucka – i w sumie sam nie wiem, kim on dokładnie jest, ale jak poznał dziewczynę, to najważniejsze dla niego było to, aby dowiedzieć się, czy jest biseksualna. No i gra w kapeli punkowej. Fragment koncertu to jedyny moment serialu, który mi się podobał. No i na koniec Teresa, która mimo że się do tego nie przyznaje, to jest prawie taka sama jak Jacek. W sumie chwilę na ekranie dostają też rodzice głównego bohatera, ale nawet nie mam ochoty sobie ich przypominać. Ahh, i byłbym zapomniał, jest jeszcze pluszowy miś, z którym rozmawia Jacek po udarze.
Generalnie cały serial jest utrzymany w klimacie satyry, gdzie twórcy śmieją się wprost z tego typu zachowań i przesady. Jednak mam wrażenie, że właśnie nieco przesadzone było ukazanie świata bohaterów. Tego wszystkiego było po prostu za dużo. Oglądając serial, czułem się przytłoczony ciągłym wspominaniem o zaimkach, osobach kobiecych, osobach męskich, feminatywami wciskanymi na siłę, i całą tą otoczką współczesnej, wielkomiejskiej kultury.

Ten tekst specjalnie pojawia się dopiero teraz, nie w momencie, kiedy serial pojawił się na Viaplay. Stwierdziłem, że dam sobie dwa dni na to, aby spokojnie przemyśleć to wszystko, przespać się z tematem. Myślałem, że może po pierwszych emocjach, tak na świeżo są rzeczy, których nie zauważam. No i rzeczywiście kilka takich elementów się pojawiło, jednak irytacja oraz zmęczenie całą konwencją opowieści przyćmiewa wszystko inne.
To, co jeszcze mocno mnie irytowało w serialu to zdjęcia i sceny wyrwane niczym z surrealistycznego dzieła. Pierwszym określeniem, jakie nasunęło mi się po obejrzeniu całości to wrażenie, jakbym obejrzał Na wspólnej połączone z ambitnym kinem, gdzie narkotyczne i alkoholowe wizje mieszają się z rzeczywistością.

Podsumowując. Mimo tego, że ja za nic w świecie nie chciałbym wrócić do oglądania Udaru po raz kolejny, zachęcam, aby każdy, kto to przeczyta, dał serialowi szansę. Mam świadomość tego, że wiele osób może znaleźć tutaj elementy, które dla mnie są nieistotne, mało ważne, nie przemawiają do mnie. Taka jednak przecież jest sztuka i gusta. Sztuka jest wolna, a gusta każdy ma swoje. Mi się nie podoba i mówię dlaczego, ty z tych samych powodów możesz być zachwycony. Bo Udar to jeden z tych seriali, których nie da się jednoznacznie określić na zasadzie dobry/zły. Mam wrażenie, że to odrębny byt, który rządzi się swoimi, niezrozumiałymi dla mnie prawami.