Kiedy tylko moi koledzy z redakcji dowiedzieli się, że chcę testować drukarki, to dało się z ich słów wyczuć nutkę współczucia. Trochę im się nie dziwię, bo wciąż słyszę od mojego taty skargi na drukarkę, którą ma w domu, że znowu coś nie działa, że nie chce się połączyć, że kolejny raz, kiedy chce coś wydrukować, to musi jechać do papierniczego, bo jego sprzęt nie domaga. Siłą rzeczy trochę z takim podejściem podchodziłem też do testów drukarki Epson EcoTank L3276. Spędziłem z tym urządzeniem nieco ponad miesiąc i sam wyrobiłem sobie o nim zdanie.
Przez kilka ostatnich lat przez moje ręce przewinęło się dość sporo urządzeń do testów. Były to laptopy, monitory, telewizory, klawiatury, głośniki czy projektory. W każdym razie dużo tego. Jeśli chodzi o drukarki, to zawsze wydawały mi się najmniej ciekawym tematem, bo przecież co tutaj może być nadzwyczajnego, takiego, o czym będę mógł opowiedzieć w atrakcyjny sposób. No bo przecież to jest urządzenie, które ma proste zadanie. Ma drukować, kserować i skanować. Postanowiłem więc do tego testu podejść w nieco inny sposób, i z Epsonem EcoTank L3276 spędziłem miesiąc. Teraz chciałbym ci opowiedzieć o moich wrażeniach, i o tym, jak zmieniło się moje postrzeganie drukarek w domu.

Właściwie nigdy wcześniej nie odczuwałem konieczności posiadania w domu drukarki. Kiedy potrzebowałem jakiegoś wydruku, np. listu przewozowego dla kuriera, to jechałem do punktu ksero i Pani Ania za 50 groszy za stronę drukowała mi co potrzeba. Podobnie było właściwie ze wszystkimi innymi dokumentami, które potrzebowałem mieć w formie fizycznej. Z kolei jak musiałem coś zeskanować, to w ruch szedł smartfon i tworzenie plików PDF za pomocą wbudowanego aparatu. I tak sobie żyłem dobre kilka lat, ale teraz już wiem jedno. Drukarka nie jest narzędziem, które jest niezbędne w moim domu. Jednak jest to sprzęt, który w genialny sposób poprawił mój komfort życia, jeszcze bardziej rozwinął zainteresowania oraz pozytywnie odbił się na budżecie oraz oszczędności tego co najważniejsze, czyli czasu.
Pierwsze koty za płoty
Pamiętam dzień, w którym przyjechała do mnie drukarka od Epsona. Dlaczego? Bo jest to dość komiczna sytuacja. Kurier zadzwonił do mnie, że ma przesyłkę w momencie, kiedy byłem w innej części miasta. A gdzie? Oczywiście, że u wspomnianej wcześniej Pani Ani z ksero, bo potrzebowałem na już kilku wydruków. Więc ze świadomością tego, że w sklepie obok bloku czeka na mnie nowy sprzęt do drukowania, pozbyłem się kilku złotych za 6 stron A4 jakichś dokumentów.
Kiedy otworzyłem pudełko, ustawiłem drukarkę na półce, podłączyłem do prądu, pozdejmowałem wszystkie taśmy zabezpieczające, przyszedł czas na pierwszy sprawdzian. Wtedy jeszcze nie byłem pewny czy test będzie dotyczył drukarki, czy mojej cierpliwości, bo naoglądałem się filmów, jak ludzie walczą z pierwszą konfiguracją. Na moje szczęście skończyło się dobrze, bo właściwie po kilku minutach moja nowa drukarka była gotowa do działania.

Jak to wszystko wygląda w przypadku Epson EcoTank L3276? Nadzwyczaj szybko i sprawnie. Wystarczyło, że pobrałem na telefon aplikację, założyłem konto, wybrałem sieć Wi-Fi i wpisałem hasło, które trzeba przepisać z naklejki pod pokrywą drukarki. Świetnie też został rozwiązany cały proces, co w szczególności może przydać się osobom, które nie mają na co dzień do czynienia z tego typu sprzętem. Konfiguracja wygląda jak rozmowa z konsultantem na czacie, gdzie wszystko jest wyjaśnione i nawet pojawiają się grafiki, gdzie można znaleźć kod. A jak coś nie działa, to chatbot mówi, jak to naprawić. Dosłownie po 5 minutach mogłem drukować z telefonu. To dla mnie było za mało, bo chciałem jeszcze połączyć komputer. Tu się zdziwiłem jeszcze bardziej, bo nie musiałem robić nic, poza naciśnięciem przycisku „dodaj” pod nazwą drukarki. Wszystko skonfigurowało się automatycznie. Pierwsze pozytywne zaskoczenie zaliczone. I tutaj od razu mały spoiler, w trakcie tego miesiąca drukarka była w trzech miejscach, gdzie łączyła się z trzema sieciami Wi-Fi, i za każdym razem wystarczyło przeprowadzić szybką konfigurację. Szkoda tylko, że ustawienia się nie zapisywały i po powrocie do domu sprzęt nie sparował się automatycznie, ale to szczegół. Nie wiem, jaki procent osób czytających ten tekst wozi ze sobą drukarkę w inne miejsca, ale podejrzewam, że bardzo mały.

Skoro konfiguracja za mną, pora na dolewkę atramentu. No i w przypadku tego urządzenia, a właściwie tego typu urządzenia, to prawdziwy gamechanger w porównaniu do rozwiązań znanych kilka lat temu. Do dzisiaj pamiętam, jak w moim rodzinnym domu kończył się tusz w drukarce i trzeba było na szybko ogarniać nowe kartridże na wymianę. To w sumie jeszcze nic, bo w pewnym momencie, żeby było taniej, kupowaliśmy zestawy do samodzielnego napełniania. Trzeba było za pomocą igły i strzykawki wprowadzać atrament do kartridży, a skutek był taki, że wszystko wokół było upaprane, a żywotność i wydajność takiego wkładu marna. Drukarki z systemem stałego zasilania atramentem (CISS) to zupełnie inna bajka. Atrament dostałem w buteleczkach. Na każdej z nich jest specjalny kluczyk, przez co nie pomylę się i nie wleję czarnego do żółtego i na odwrót. Nic też nie było pochlapane. No super sprawa. Tutaj wejdę też nieco w specyfikację, bo producent zapewnia, że pierwszy zestaw, czyli dwie butelki z atramentem czarnym i po jednej z kolorowymi, wystarczy na wydrukowanie odpowiednio 8100 stron monochromatycznych i 6500 w kolorze. Oczywiście nie udało mi się wydrukować przez miesiąc takiej ilości dokumentów, ale tuszu zużyłem bardzo mało, a korzystałem naprawdę sporo.

Czas na pierwszy wydruk i pierwsze uczucie niepokoju. Puściłem sobie stronę testową, po prostu jakiś dokument tekstowy, żeby zobaczyć czy wszystko działa. Jak wziąłem kartkę do rąk, to na prawej stronie widniał na całej długości jasnożółty pasek. Pomyślałem, że przygoda się właśnie zaczyna, ale dostałem powiadomienie na smartfona. Tam informacja o tym, że potrzebne jest czyszczenie głowicy, które można zlecić z poziomu aplikacji. Tak też uczyniłem i przy następnym wydruku problemu już nie było. Ot i koniec przygody. Mówię tu o tym dlatego, że często spotykałem się z opiniami, że tego typu drukarki zasychają i na wydrukach pojawiają się tego typu kolorowe paski. W większości przypadków wystarczy właśnie takie szybkie czyszczenie głowicy. Jest też opcja, żeby temu zapobiec. Wystarczy raz na 1-2 tygodnie coś wydrukować i problem nie występuje. Tak zakończył się mój pierwszy dzień z Epson EcoTank L3276.
Drukujemy książkę
Jestem fanatykiem horroru w każdej postaci. Filmy, książki, komiksy, muzyka czy gry. Jeśli chodzi o książki, i ogólnie pojętą literaturę grozy, to mnóstwo dobroci w postaci antologii zbiorów opowiadań pojawia się jedynie w formie elektronicznej. Moje ulubione magazyny chyba nigdy jeszcze nie zostały oficjalnie wydane w formie papierowej, a ja z telefonu nienawidzę czytać. Jeśli chodzi o czytniki e-booków też mi jakoś nie po drodze. Wpadłem więc na pomysł, aby jedną z publikacji po prostu sobie wydrukować i czytać tak jak lubię najbardziej, czyli na papierze.

Na warsztat wziąłem jedno z wydań magazynu „Histeria”. Ten konkretny numer liczy sobie 198 stron A4. W środku poza tekstami znajdują się także kolorowe ilustracje. Cała operacja zajęła mi nieco ponad 30 minut. Całkiem sprawnie, bo wychodzi na to, że Epson EcoTank L3276 drukował około 7 stron na minutę. Jeśli chodzi o koszta, to ciężko jest je policzyć bardzo dokładnie, szczególnie, że nie mierzyłem zużycia prądu. Jednak w przybliżeniu mogę powiedzieć, że jest to około 7 zł, wliczając w to zużycie atramentów oraz papieru. Warto jednak zaznaczyć, że sam papier to 99 %, bo tusze kosztowały mnie mniej więcej 20 groszy. Wydaje mi się, że to całkiem spoko wynik, szczególnie, że czytania miałem na kilka dni, zadbałem o wzrok, bo nie musiałem korzystać ze smartfona, a na półce pojawił się kolejny unikat, którego w druku oficjalnie nie ma. Wydawnictwa z tym sprzętem nie otworzę, ale na własny użytek sprawdza się świetnie.
Domowe laboratorium fotograficzne
Dużo czytałem też o tym, że Epson EcoTank L3276 bardzo dobrze spisuje się w przypadku drukowania zdjęć. Postanowiłem więc to sprawdzić. Wybrałem kilka fotografii ze smarfona, ale też coś na zasadzie pocztówek. Pierwsze próby wyszły dość marnie. Wydruki był jakby wyblakłe, pozbawione głębi kolorów, no ogólnie rzecz biorąc, nie podobały mi się. Tyle, że drukowałem je na zwykłym papierze, takim z marketu za 15 zł za ryzę. Postanowiłem więc zaopatrzyć się w dobrej jakości papier fotograficzny.

Zanim przejdę do tego, jak ostatecznie wyszły zdjęcia drukowane w domu, kilka słów o tym co mogę zrobić. Bo w aplikacji znajduje się mnóstwo opcji poprawiających jakość. Mogłem też wybrać interesujący mnie format, a lista była dość długa, ponieważ znajdowało się na niej około 20 pozycji. Wybrałem standard, czyli 10×15 cm. Sam proces drukowania jest dość długi, ale za to efekt bardzo zadowalający. Postanowiłem porównać kilka fotografii drukowanych na moim Epsonie i takich zamawianych u fotografa i właściwie nie zauważyłem żadnych różnic.
Zostało mi kilka stron papieru fotograficznego, więc przyozdobiłem sobie ścianę w korytarzu wydrukami w formie A4. Tutaj też jestem bardzo zadowolony z jakości oraz trwałości moich „obrazków”.
„Tato, a na jutro do szkoły potrzebuję…”
W pewnym momencie testowania drukarki i odkryciu niektórych opcji postanowiłem wcielić się w rolę rodzica dziecka, którym ja zawsze byłem. Jak trzeba było przynieść do szkoły coś nietypowego, zawsze czekałem do ostatniej chwili, żeby o tym poinformować. Oczywiście im dziwniejsza rzecz, tym później. Co prawda za pomocą Epsona EcoTank L3276 nie stworzysz nagle armii ludzików z kasztanów czy masy solnej, ale jeśli chodzi o większość typowo papierniczych spraw czy wszelkiego rodzaju ozdób może być o wiele łatwiej.

W aplikacji jest dostępna opcja kreatywnego drukowania, i znajdziesz tam mnóstwo ciekawych rzeczy, zaczynając od ozdobnego papieru, przez laurki, dyplomy, papeterię czy co ci jeszcze przyjdzie do głowy. Takim małym dzieckiem okazał się też kolega z zespołu, który w ostatniej chwili napisał, że przydałyby się naklejki z logo do oznaczenia kabli i wzmacniaczy na sali prób. Szybki rzut oka na stronę z gadżetami reklamowymi, czas realizacji 7 dni roboczych. Telefon do pobliskiego biura, które zajmuje się takimi rzeczami? Nikt nie odbiera bo jest 17, a pracują do 16. Nie pozostało nic innego jak szybka wycieczka do papierniczego po sameoprzylepne kartki, parę kliknięć w Photoshopie i zestaw wlepek gotowy. Obawiam się, że w ten sposób straciłem tylko możliwość wypowiadania słów, że czegoś się nie da.
Rozmiar ma znaczenie
W trakcie testów nadszedł też dzień, w którym pomyślałem sobie o tym, jak drukarka radzi sobie z małymi czcionkami. Przypomniałem sobie czasy szkolne, jak wszyscy dookoła drukowali ściągi fontem o rozmiarze 4 i nic tam nie było widać. Świat idzie do przodu, technologia się rozwija, ale ta kwestia pozostaje jednak bez zmian. Ale po kolei.

Przygotowałem sobie plik tekstowy z Inwokacją z Pana Tadeusza. Wydrukowałem dokładnie ten sam dokument w rozmiarach 11, 10, 9, 8, 7, 6, 5 oraz 4. Wnioski są takie, że do 7 włącznie wszystko jest ok, jest dobrze widoczne, nawet w moim przypdku, gdzie powiedzieć, że mam wzrok niedoskonały, to jak powiedzieć nic. Rozmiar 6 to dwie strony medalu. O ile w przypadku zwykłego tekstu było jeszcze w miarę dobrze, tak fragmenty pogrubione nieco się ze sobą zlewały. Podobnie przy 5. Z kolei w przypadku 4 cały tekst zaczął się zlewać i był dość mocno niewyraźny.
Nie tego się spodziewałem
Dochodząc do wniosków po miesiącu korzystania z druarki Epson EcoTank L3276 mogę powiedzieć wprost, że nie tego się spodziewałem. Na samym początku byłem właściwie przekonany, że od czasu do czasu wydrukuję sobie list przewozowy dla kuriera, ewentualnie jakieś dokumenty do podpisania i ponownego zeskanowania. Myliłem się, i to bardzo. Prawdą jest, że z większością tych rzeczy, takich jak drukowanie zdjęć czy antologii poradziłbym sobie w inny sposób, albo po prostu bym tego nie zrobił wcale. Dostęp do drukarki, która jest dobra jakościowo pozwolił mi na wyokrzystanie jej w sposób, dzięki któremu zaoszczędziłem czas i pieniądze. Dodatkowo moje mieszkanie wzbogaciło się o kilka nowych ozdób i rozszerzenie horrorowej kolekcji na półce. Zadbałem też o wzrok, bo nie musiałem siedzieć wpatrzony w smartfona.

I na koniec sam zadaję sobie pytanie, czy drukarka jest mi niezbędna do życia? Absolutnie nie. Jednak czy posiadanie drukarki sprawiło, że było ono wygodniejsze, oszczędniejsze i w niektórzych przypadkach po prostu ciekawsze? Oczywiście, że tak. I jak wspominałem na początku tego tekstu, nie tego się spodziewałem. Do testów podchodziłem z założeniem, że pewnie będą problemy z konfiguracją, że połączenie będzie się zrywało, albo że w połowie drukowanie zabraknie mi tuszu i koniec zabawy. Przez miesiąc nic takiego się nie wydarzyło, a starałem się sprawdzić Epsona Eco Tank L3276 w różnych warunkach i scenariuszach. Podejrzewam, że na pewno na ktorymś etapie pojawiają się jakieś problemy i niedogodności, ale ostatecznie jest to urządzenie, a wiemy jak jest ze złośliwością rzeczy martwych. Nie mniej jednak ja się cieszę, że ten sprzęt pojawił się w moim życiu, bo ostatecznie stało się nieco bardziej kolorowe.
No i tak już naprawdę na koniec (obiecuję, że to ostatni raz), informacja dla osób, które przeczytaly ten tekst szukając konkretów dotyczących specyfikacji, wydajności, kosztów eksploatacji i takiego bardziej technicznego podejścia. W tym materiale nie znajdziesz wszystkich tych elementów, ale zapraszam cię do obejrzenia mojej recenzji na YouTube, gdzie dowiesz się wszystkich najważniejszych rzeczy na temat Epson EcoTank L3276.