Creative Zen Air – recenzja. Myślałam, że bezprzewodowe słuchawki douszne to najlepsze co mnie spotkało… Tak bardzo się pomyliłam!

Do niedawna bezprzewodowe słuchawki dokanałowe to był cud technologiczny, bez którego nie wyobrażałam sobie swojej rodzicielskiej codzienności. Przedstawiciele firmy Creative wyprowadzili mnie z tego błędu, serwując na testy budżetowe bezprzewodowe słuchawki dokanałowe. Efekt mnie zaskoczył.

Creative Zen Air – recenzja

Moja przygoda ze słuchawkami bezprzewodowymi zaczęła się dobre kilka lat temu. Oczywiście, wtedy była to swojego rodzaju nowinka, która niosła za sobą liczne… problemy. Dobrze pamiętam, że przed zakupem mocno zastanawiałam się jak w porównaniu z przewodowymi akcesoriami będzie wypadać jakość dźwięku, zasięg działania, czy chociażby wygoda użytkowania.

Długo jeszcze wtedy nie mogłam ich zweryfikować, gdyż największą przeszkodą była cena, a ta potrafiła być naprawdę wysoka. W tamtych czasach nie pracowałam jeszcze jako dziennikarz technologiczny, więc trudno było dostać na testy słuchawki bezprzewodowe, żebym sobie mogła porównać i sprawdzić co chciałam. Dlatego właśnie marzenia o posiadaniu tego akcesorium musiałam schować do kieszeni i odłożyć w czasie licząc na to, że zwyczajnie urządzenie stanieje.

Obiektywnie rzecz ujmując, nie trzeba było na to długo czekać, gdyż w dzisiejszych czasach postęp technologiczny postępuje tak dynamicznie, że trwało to zaledwie może kilka lat. Przełomowym dla mnie momentem było pojawienie się budżetowych słuchawek bezprzewodowych marki Oppo. Do dziś pamiętam, jaką ogromną ulgą okazało się łączenie opieki nad dzieckiem z równoległym słuchaniem podcastów, audiobooków lub muzyki w jednej słuchawce bezprzewodowej (drugie ucho musiałam mieć „wolne”, żeby mieć kontakt z otoczeniem).

Miała ona liczne zalety. Przede wszystkim była praktycznie niewidoczna dla wzroku malucha, przez co ten mi ich nie wyciągał non stop z uszu. Po drugie pozwalała mi słuchać rzeczy nieprzeznaczonych dla dzieci (nie jest tajemnicą, że uwielbiam podcasty kryminalne oraz romanse – sami przyznacie, że gdybym słuchała tego przez głośnik, to mogłabym nieco zgorszyć jeszcze nieświadome życia maleństwo). Zachowując te zalety, mogłam także chodzić i ruszać się po całym domu, co było ważne, gdyż codziennie potrafiłam robić lekko 15 km dziennie, tylko usypiając dziecko. 

Creative Zen Air jako codzienny towarzysz

Tak słuchawki bezprzewodowe stały się moim towarzyszem codziennych, rodzicielskich zmagań. Dlatego ze zgrozą przyjęłam fakt, że… z czasem zaczęły się psuć. Dziś nie wyobrażam sobie życia bez tego akcesorium, dlatego nie wahałam się z racji pełnionego zawodu odezwać się z zapytaniem o możliwość przetestowania jakiegoś nowego modelu słuchawek bezprzewodowych. Oczywiście, mogłabym je sobie kupić sama, ale skoro mam możliwość wcześniej posprawdzać sobie inną markę słuchawek z różnymi bajerami, to czemu nie? Tak właśnie w moje ręce trafiły dokanałowe słuchawki bezprzewodowe Creative Zen Air.

Słuchawki creative zen air

Moje pierwsze spotkanie ze słuchawkami dokanałowymi z technologią aktywnej redukcji szumów było… dziwne. Tak jak wiecie, do tej pory korzystałam ze słuchawek dousznych, a nie dokanałowych, Oppo Enco Air, które zresztą przez ostatnie kilka tygodni działało w trybie „jesteśmy zepsute, ciesz się, że w ogóle coś słyszysz!”. Dlatego po sparowaniu Creative Zen Air i włożeniu ich do uszu byłam zdziwiona tym co, a właściwie jak, słyszę. Kompletnie odcięło mnie od dźwięków otoczenia. Zamiast tego słyszałam tętno płynącej mi w uszach krwi. Zaczęłam rozumieć, dlaczego niedawno ktoś mi powiedział „te słuchawki to nic, następnym razem sprawdź dokanałowe z aktywną redukcją szumów, dopiero zrozumiesz co to głębia dźwięków!”. Miał rację, a ja zaczynałam rozumieć. 

Oczywiście, zajarana nowym doświadczeniem od razu sparowałam akcesorium z moim iPhonem. Co ciekawe, napotkałam od razu dziwny problem. Po połączeniu przez Bluetooth działała mi tylko jedna słuchawka, a nie dwie. Szybko jednak to rozwiązałam, wyłączając i włączając funkcję Bluetooth w smartfonie. Warto w tym miejscu wiedzieć, że łączność jest zapewniana przez technologię Bluetooth 5.0 ze wbudowanymi kodekami audio AAC, która pozwala na transfer na poziomie nawet 50 Mb/s dla urządzeń typu testowanych przeze mnie słuchawek. Ma to wpływ nie tylko na jakość przesyłanego dźwięku, ale także jego moc.

Halo, jak mnie słychać?

Mocny dźwięk wspomaga także sama budowa słuchawek. W przypadku modelu Creative Zen Air producent zdecydował się na wyposażenie ich w przetworniki neodymowe o średnicy 10 mm, które mają zapewnić wyraźne odwzorowanie zarówno wysokich, jak i średnich tonów. Ponadto postawiono także na cztery mikrofony (po dwa na jedną słuchawkę). Na stronie producenta dowiedziałam się, że jedne służą do wykrywania i usuwania szumów z tła, a drugie do rejestracji głosu. Osobiście to sprawdziłam i prawda jest taka, że nawet gdy spacerowałam tuż obok jednej z najbardziej ruchliwych ulic w Warszawie, to i tak mój rozmówca słyszał mnie bardzo dobrze i wyraźnie.

Opakowanie słuchawek creative zen air

Nie mogłam się powstrzymać, więc w tym miejscu od razu odpaliłam Spotify i moją ulubioną playlistę. Byłam ciekawa, czy jakość słuchanej muzyki naprawdę będzie zupełnie inna, niż dotychczas mi znana, dlatego zdecydowałam się przesłuchać najpierw kilka utworów, które bardzo dobrze znam – a przynajmniej tak mi się wydawało. Okazało się, że do tej pory nie słyszałam dokładnie wszystkich piosenek, a dodatkowe nuty dopiero teraz stały się dla mnie rozpoznawalne. Jednak to był zaledwie początek, przecież jeszcze w pełni nie skonfigurowałam akcesorium! 

Potężne wsparcie aplikacji

Następnym krokiem było zainstalowanie aplikacji SXFI App, którą poleca producent – pobrałam ją z App Store. Dalej nastąpiła rejestracja, która przebiegła bezproblemowo – wystarczyło, że wybrałam zalogowanie się przez konto Google. Dalej mogłam przeczytać wyjaśnienie czym jest technologia Super X-Fi, której działanie miałam przetestować na słuchawkach Creative Zen Air. Jak podaje producent, zapewnia ona wrażenia audio, które można porównać do słuchania wysokiej klasy systemu wielogłośnikowego w profesjonalnym studiu. Wpływ na to ma wbudowany układ Super X-FI Ultradsp umożliwiający korzystanie z technologii holografii akustycznej. Jest to metoda trójwymiarowego obrazowania pola akustycznego, dzięki której możliwe jest „zobaczenie” dźwięku. W jaki sposób wykorzystał to producent?

Okazuje się, że taki zaawansowany proces odwzorowania głowy i uszu przechodzimy na samym początku po instalacji aplikacji SXFI App. Wygląda to tak, że należy zrobić zdjęcia następująco: prawego ucha, twarzy oraz lewego ucha. Jak mogłam się dowiedzieć, ten etap pozwala na dopasowanie dźwięku do potrzeb indywidualnego użytkownika, a właściwie poszerzenie panoramy dźwiękowej. Nie musiałam się jednak długo zastanawiać czy to naprawdę działa, bo po zrobieniu fotografii aplikacja od razu przekierowała do odsłuchania przykładowej piosenki z biblioteki. Tutaj, w lewym dolnym rogu znajduje się ikonka z napisem „Super X-FI”, która po kliknięciu włącza lub wyłącza tę technologię. Czy słychać różnicę? Oczywiście, że tak! Wrażenie było takie, jakby piosenka nabierała więcej głębi i przestrzeni – a o to przecież chodziło. Bajer? No, a jak!

Aktywna redukcja szumów działa, i to jeszcze jak!

Podekscytowana przeszłam oczywiście jeszcze raz do aplikacji Spotify, gdzie oddałam się radości słuchania muzyki z włączoną aktywną redukcją szumów, która ma eliminować szumy otoczenia. Niestety, po jakimś czasie z głębokiego relaksu wyrwał mnie mąż, który (jak się okazało) mówił do mnie coś przez ostatnie kilka minut, a ja zupełnie nie reagowałam. Jak miałam zareagować, skoro go nie słyszałam? Niech to stanowi dowód na to, że z włączeniem aktywnej redukcji szumów trzeba jednak trochę uważać. Co innego oczywiście, kiedy wychodzę z domu na spacer, jadę komunikacją miejską, albo gram wieczorem w gry – wtedy taka możliwość odcięcia się od dźwięków otoczenia jest na wagę złota.

Na szczęście producent wziął pod uwagę fakt, że włączona aktywna redukcja szumów non stop to jednak głupi pomysł, dlatego wprowadził możliwość przełączenia w tryb Ambient. Można to zrobić za pomocą dwóch kliknięć w lewą słuchawkę. Ta funkcja pozwala na słuchanie muzyki oraz dźwięków otoczenia, dzięki czemu zawsze jest szansa, że będziemy w stanie wiedzieć, co się dzieje wokół. W praktyce jednak fakt, że są to słuchawki dokanałowe, sprawia, że szumy, a nawet bliskie rozmowy są słabo słyszalne. Osobiście by móc komuś odpowiedzieć, musiałam po prostu zdejmować co najmniej jedną słuchawkę. W innym wypadku słyszałam, że ktoś coś do mnie mówił, ale kompletnie nie wiedziałam co. Warto jednak wiedzieć o tym trybie, gdyż gdybym miała włączoną aktywną redukcję szumów, to pewnie nawet bym nie zauważyła, że ktokolwiek coś ode mnie chciał. 

Wspominałam już, że tryby można przełączać za pomocą dotyku, a jest to możliwe dzięki temu, że obie słuchawki posiadają panele sterowania dotykowego. Warto wiedzieć, że są one bardzo czułe, dlatego początkowo każde poprawienie ułożenia słuchawek w uszach, lub zwyczajnie włożenie ich do uszu sprawiało, że coś przypadkiem włączałam. Z czasem jednak nauczyłam się jak ich używać i teraz już nie mam tego problemu. Za pomocą paneli sterowania dotykowego umieszczonych na grzbietach obu słuchawek mogłam przełączać tryb działania, wezwać Siri lub Google Assistant (jeżeli używamy smartfona z systemem Android), ściszyć i pogłośnić muzykę, odebrać i rozłączyć rozmowę telefoniczną.

Dodatki i akcesoria

Nie byłoby jednak słuchawek bez dołączonej bazy ładującej. Warto wiedzieć, że jest ona lekka (waży zaledwie 36 g, ze słuchawkami 46 g), pomimo umieszczenia w niej modemu ładowania bezprzewodowego. Jest to fajna ciekawostka, gdyż zależnie od tego, co wolimy, możemy wybrać ładowanie za pomocą kabla USB C lub podkładki bezprzewodowej. Producent podpowiada, że najlepiej jest wybrać taką zgodną z Qi o mocy co najmniej 5 W – nie jest ona dołączona do zestawu. W opakowaniu znajdziemy za to kabel oraz wymienne silikonowe nakładki w trzech rozmiarach. W przypadku słuchawek dokanałowych warto dobrać je do budowy naszych małżowin, gdyż za małe będą łatwo wsuwać się z uszu, a zbyt duże mogą powodować dyskomfort i ból głowy. 

Creative Zen Air

Według producenta wbudowana bateria w etui pozwala nawet na 18 godzin słuchania muzyki. Oczywiście, nie non stop, bo same słuchawki na jednym naładowaniu są w stanie odtwarzać dźwięk do 6 godzin ciągiem. Trzeba przyznać, że te liczby odpowiadają rzeczywistości, jeżeli nie odpalamy muzyki na pełną głośność. Generalnie do takiego codziennego użytkowania, podczas spaceru lub na zakupach (nawet nieco dłuższych) spełnią swoje zadanie. Tutaj warto dodać, że nawet gdy na dworze zaskoczy nas letni deszczyk lub lubimy się mocno spocić na siłowni, to nie musimy drżeć o to, że sprzęt Creative Zen Air się zepsuje. Producent zadbał o stopień ochrony wodoodpornej IPX4, dzięki czemu niewielka wilgoć nie powinna zrobić szkody.

Dobrze, wiemy już, że słuchawki puszczają muzykę, posiadają technologię rozszerzającą głębię dźwięków, są lekkie, kompaktowe i że producent naszprycował je różnymi bajerami. Jak to się ma jednak do codziennego użytku? Czy zastąpiły mi z powodzeniem słuchawki douszne, których do tej pory używałam i czy zostawiłabym je u siebie na wieczność? I tak, i… nie. 

Creative Zen Air w praktyce

Generalnie pierwszy tydzień testowania słuchawek dokanałowych był przepłacony ciągłym bólem głowy. Moim zdaniem było to dlatego, że po prostu nie byłam przyzwyczajona do takiego wyciszenia dźwięków, które ma miejsce, gdy wsadzam do ucha słuchawkę dokanałową. Dlatego jeżeli do tej pory korzystaliście raczej ze słuchawek dousznych lub nausznych, to po prostu dajcie sobie czas na przyzwyczajenie się do zmiany. Po mniej więcej tygodniu problem z bólami głowy zniknął, ale w tym czasie też dobrałam odpowiednio nakładki silikonowe oraz częściej korzystałam z wyłączania trybu Ambient i aktywnej redukcji szumów, które potęgowały wrażenie odcięcia od świata zewnętrznego.

Poza tym na początku także musiałam nauczyć się odpowiednio wsadzać słuchawki do uszu, gdyż zdarzało się, że przy żuciu jedzenia lub ziewania te po prostu „wysuwały” się z kanału. Wpływ na to miało prawdopodobnie dobranie zbyt małych silikonowych nakładek oraz niepoprawne ułożenie ich w małżowinie. To z kolei najczęściej powodowało, że musiałam je poprawić. Zdarzało się, że włączałam wtedy przez przypadek Siri lub przełączałam tryby. Z czasem nauczyłam się jak korzystać z urządzenia, by nie dotykać bardzo czułego panelu dotykowego, kiedy tego nie chcę. 

Po przejściu tych dwóch przeciwności losu już mogłam w pełni cieszyć się możliwościami, które oferowały mi słuchawki Creative Zen Air. Oczywiście doceniłam, jak fajnie się w nich słucha muzyki i że znacząco zwiększają głębię dźwięków, ale nie to było dla mnie najważniejsze, gdy wybierałam dla siebie modele do testowania. Jakby, umówmy się, gdyby jakość dźwięku była dla mnie najważniejszym kryterium to bawiłabym się raczej w słuchawki nauszne i studyjne. Nie oszukujmy się, pewnych rzeczy technologicznie nie da się przeskoczyć – nie zmienia to jednak faktu, że dzięki zastosowanym nowoczesnym rozwiązaniom i trybie aktywnej redukcji szumów efekt jest bardzo dobry i zrobi wrażenie szczególnie na osobach, które z tego typu bajerami nie mają kontaktu na co dzień. 

Dla mnie najważniejsze było to, by słuchawki były lekkie, działały stosunkowo długo oraz miały długi zasięg działania. W tym wypadku było to około 10 metrów, czyli wystarczająco, by poruszać się po całym mieszkaniu, jeżeli smartfon znajdował się mniej więcej po jego środku. Ponadto słuchawki pozwalały na wyraźne słyszenie czytanych audiobooków oraz podcastów – nawet tych o średniej jakości dźwięku. Ponadto ważne było to, że posiadając w uchu tylko jedną słuchawkę, mogłam ze spokojem dzwonić i rozmawiać mając wolne ręce. Jak sprawdziłam, dla moich rozmówców zawsze byłam wyraźnie słyszalna. 

Creative Zen Air – recenzja. Czy warto?

Dlatego czy zdecydowałabym się na słuchawki Creative Air Zen jeszcze raz? Tak, szczególnie że ich cena nie przekracza 200 zł, więc są one świetną propozycją ze średniej półki. Porównawczo, słuchawki Oppo Enco Air, z których do tej pory korzystałam, kosztują mniej więcej tyle samo. Nie da się jednak porównać jakości dźwięku pomiędzy urządzeniem dokanałowym a dousznym. Znaczy, da się, ale to jak porównać sernik z rodzynkami i bez – pewne rzeczy są po prostu oczywiste. Tutaj wpływ na to ma ograniczenie w postaci zastosowanych różnych technologi, ale rozumiecie, o co chodzi.