Banishers: Ghosts of New Eden – recenzja gry, na którą mało kto czekał, a każdy powinien zagrać

Banishers: Ghosts of New Eden – najnowsza gra twórców Life is Strange oraz Vampyra, przenosi nas do niezwykłego świata pełnego mrocznej magii oraz ludzkich kłamstw, intryg i uprzedzeń, w dzikich ostępach Ameryki Północnej.

Witaj w New Eden, czyli trochę o historii

Antea Duarte i Red mac Raith to dwójka głównych bohaterów w Banishers: Ghosts of New Eden. Łączy ich nie tylko intymna relacja, ale również niezwykły zawód. Oboje są Pogromcami, czyli tytułowymi Banishers. Są to ludzie wrażliwi na obecność duchów i upiorów, które czasami nawiedzają żywych. Oczywiście są oni odpowiednio przeszkoleni, aby radzić sobie z nadprzyrodzonymi istotami. Ich wyjątkowe umiejętności sprowadziły ich do Nowego Świata, a konkretnie do miasteczka New Eden w Ameryce Północnej.

Para kochanków rozpoczyna kolejne śledztwo, które jednak kończy się dla nich tragicznie. Antea ginie, a Red cudem unika podobnego losu. Tu jednak historia dopiero się zaczyna, bowiem Antea powraca do ukochanego jako duch, których tępieniem zajmowała się za życia. Ostatecznie para decyduje się na wspólną podróż i ostateczne rozprawienie się z upiorem, który ich rozdzielił. Nie będzie to jednak takie proste, bowiem na naszą dwójkę bohaterów czeka wiele wyzwań.

Biorąc pod uwagę dotychczasowe dokonania studia Dontnod, nie jest wielkim zaskoczeniem, że historia w Banishers: Ghosts of New Eden wychodzi na pierwszy plan. Kluczową rolę odgrywa tu relacja pomiędzy Anteą a Redem i to ona jest osią całej fabuły. Nie ma tu jednak mowy o sztampowej i mdłej opowieści romantycznej, a Banishers to nie Uwierz w ducha. Red to bohater, którego ciężko nie lubić – konkretny, uczciwy, jednak potrafiący również „ubrudzić sobie ręce” gdy wymaga tego sytuacja. Antea z kolei daje się poznać jako nieustraszony i zdecydowany lider, który nie boi się podejmować trudnych decyzji. Razem tworzą wybuchowy, ale niesamowicie intrygujący duet.

Wybory, wybory, wybory

Choć cel, jaki stawia przed nami gra, początkowo wydaje się jasny, to wiele rzeczy w trakcie kampanii ma na niego wpływ. Oprócz głównych zadań otrzymamy również możliwość wykonywania pobocznych zleceń, które w Banishers nazywane są nawiedzeniami. Są to z reguły zamknięte historie ściśle powiązane z określonymi NPC. Red i Antea, jako pogromcy będą mogli jednak zadecydować o losie „nawiedzonych” osób, co bezpośrednio wpłynie zarówno na ich historię, jak i świat przedstawiony. Red będzie mógł np. pomóc duchowi zaznać spokoju bądź wygnać go siłą, jest też nieco mroczniejsza droga, którą mogą wybrać nasi bohaterowie, a więc skazanie samych nawiedzonych.

Jest to jeden z najlepszych elementów Banishers: Ghosts of New Eden. Gra regularnie zmusza nas do podejmowania naprawdę trudnych decyzji, których konsekwencje zostają z nami do napisów końcowych. Muszę przyznać, że decydując się na pewną ścieżkę, czułem się nie do końca dobrze z moimi decyzjami, podobnie miał zresztą Red, co potęgowało immersję.

Klimat, który wylewa się z ekranu

Będąc już przy tym, to Banishers: Ghosts of New Eden oczaruje was klimatem. Poczucie ciągłego zagrożenia, rozpaczy i strachu są obecne w grze w niezwykły, wręcz namacalny sposób. Momentami musiałem robić sobie przerwy podczas sesji, nie z powodu zmęczenia czy znudzenia, ale emocji, które wywołuje Banishers.

Z pewnością wpływa na to ma również bardzo dobra oprawa graficzna (choć momentami nierówna) i udźwiękowienie. Banishers po prostu może się podobać, szczególnie modele postaci, design przeciwników, animacje i oświetlenie. Idealnym uzupełnieniem jest muzyka – gdy trzeba to delikatna, innym razem wręcz drapieżna, ale niemal zawsze wywołująca poczucie niepokoju.

Duet, jakich mało

Znakomite zgranie Antei i Reda objawia się na wielu etapach, podczas dialogów, eksploracji czy walki. Te pierwsze urzekają dynamiką, Anteą bowiem regularnie wtrąca się w rozmowy prowadzone przez Red’a, choć oczywiście tylko on ją widzi i słyszy.

Podczas eksploracji zaryzykowałbym stwierdzenie, że to właśnie Antea odgrywa pierwszoplanową rolę. Jej niezwykły stan pozwolił jej odblokować nowe umiejętności, które pomagają parze podczas wędrówek. Będąc już przy eksploracji, to trzeba podkreślić, że Banishers: Ghosts of New Eden nie jest grą z otwartym światem. Twórcy postanowili na nieco bardziej klasyczne rozwiązania i momentami liniową, ale dużą mapę pełną ukrytych przejść i skrótów, które odblokowujemy wraz z postępami w fabule. Przypomina mi to nieco styl przedstawienia świata z Bloodborne od From Software.

Pochodnią go Red, pochodnią!

System walki to kolejny element, w który bardzo mocno objawia się współpraca Antei i Reda. Naszymi przeciwnikami najczęściej są różnego rodzaju zjawy i upiory, które jednak mogą opętać inne istoty i tak na naszej drodzy staną martwe wilki, kościotrupy i im podobni. Pod względem różnorodności adwersarzy Banishers nieco rozczarowuje, choć nadrabia to jakością. Szczególnie w przypadku bossów, ci są ciekawie zaprojektowani zarówno pod względem wizualnym, jak i mechaniki walki. Nie jest to może poziom twórczości Hidetaki Miyazaki’ego, ale i tak robi wrażenie.

Wraz z postępami w fabule starcia stają coraz bardziej skomplikowane, bowiem czeka na nas coraz więcej agresywnych przeciwników, wrażliwych na konkretne ataki. Red wykorzystuje broń skałkową i najczęściej miecz jednoręczny oraz specjalnie zaprojektowaną pochodnię. Antea z kolei najczęściej okłada przeciwników własnymi pięściami oraz korzysta z nowo pozyskanych mocy ducha. System walki został zaprojektowany w ten sposób, że chcąc osiągnąć sukces, musimy łączyć ze sobą ataki Reda i Antei. Wygląda to nie tylko znakomicie, ale i sprawia mnóstwo satysfakcji, szczególnie na wyższych poziomach trudności.

Banishers: Ghosts of New Eden to RPG z krwi i kości

Ważnym elementem w Banishers jest również system rzemiosła i rozwoju postaci. Ten drugi zmienia się wraz z postępami w rozgrywce. Po wykonaniu kluczowych zadań z głównej fabuły możemy liczyć na nowe drzewko umiejętności. Co istotne często nowe zdolności łączą się z poprzednimi, co pozwala na pewną dozę eksperymentów i dostosowania postaci do swojego stylu rozgrywki. Dodatkowym atutem rozwoju postaci jest fakt, że zdobyte punkty umiejętności możemy swobodnie resetować.

Banishers: Ghosts of New Eden to pod wieloma względami klasyczna gra RPG więc nie brakuje w niej punktów doświadczenia, poziomów i właśnie systemu rzemiosła. Choć jest on bardzo prosty, to dodaje grze dodatkowej głębi, a także zachęca do zbieractwa i eksploracji, bowiem ulepszanie poszczególnych elementów wyposażenia wymaga czasami bardzo rzadkich surowców.

Jak to jest zagrane!

Jak już wspominałem, Banishers: Ghosts of New Eden to gra, która stawia na narrację. Utrzymanie pewnego poziomu nie byłoby jednak możliwe, gdyby nie aktorzy, którzy podkładają głosy postaciom. Ci wykonali kawał znakomitej roboty, dotyczy to nie tylko Amaki Okafor, wcielającej się w Anteę czy Russ’a Basina jako Reda, ale bez mała niemal całej obsady. Momentami, podczas rozbudowanych dialogów zapominałem się, że gram, bowiem z pomocą aktorów Banishers zmieniał się w wysokiej klasy film.

Techniczne (niemal) mistrzostwo

Na koniec parę słów zostawiłem aspektom czysto technicznym. Miałem okazję ograć tytuł zarówno na konsoli PS5, jak i Xbox Series X. Banishers: Ghosts of New Eden standardowo już otrzymało dwa tryby graficzne — jakość, stawiająca na 4K i 30 klatek na sekundę oraz wydajność — skupiająca się na płynności rozgrywki.

Muszę przyznać, że w obu trybach gra prezentuje się bardzo dobrze, choć ja oczywiście postawiłem na wydajność. Podczas zabawy zdarzają się sporadyczne spadki animacji, szczególnie podczas dynamicznych przejść z rozgrywki do przerywników filmowych. Niestety, zauważyłem również, że to PlayStation 5 ma więcej problemów z utrzymaniem stabilnych 60 klatek na sekundę. Oprócz tego, spędzając z grą grubo ponad 30 godzin, nie zanotowałem żadnych innych problemów technicznych czy bugów. Co również istotne, twórcy już zapowiedzieli patch day 1, do którego ja nie miałem niestety dostępu. Możliwe zatem, że sporadyczne problemy z wydajnością zostaną rozwiązane w dniu premiery.

Czekałem, czekałem i się doczekałem

Nie ukrywam, że Banishers: Ghosts of New Eden był jednym z najbardziej oczekiwanych przeze mnie tytułów w 2024 roku. Bardzo cenię sobie twórczość studia Dontnod i liczyłem na kolejną emocjonującą przygodę. Mogę już śmiało stwierdzić, że się nie zawiodłem, historia Antei i Reda intryguje i porusza. Choć w Banishers istotną rolę odgrywają istoty i zjawiska nadprzyrodzone, to jest to przede wszystkim opowieść o ludziach i wszystkim, co się z tym wiąże. Nie brakuje zatem nienawiści, zdrady, obłudy, ale i szacunku, przyjaźni czy miłości. Banishers: Ghosts of New Eden to tytuł, w który zdecydowanie warto zagrać. Choć twórcy nie zamierzali rewolucjonizować gatunku i postawili na wiele sprawdzonych rozwiązań, to gwarantuje wam, że i tak będziecie się znakomicie bawić.

Ocena: 9/10