Książki biznesowe przestałem czytać 3 lata temu. Głównym powodem była nużąca wtórność. Moja lista lektur w tej tematyce liczy grube dziesiątki popularnych tytułów – od popkulturowej klasyki, przez podręczniki akademickie, aż do biografii. Czuję się jakbym zjadł już cały granulat dla trenerów personalnych, głównie dlatego, że 60% składu pozostaje wtórne. Podsumowanie sukcesu w biznesie mógłbym spisać w arkuszu na 100 wierszy, a później spiąć je jedna wielka klamrą z dopiskiem „pod warunkiem że masz predyspozycje”.
Po nowa pozycję od wydawnictwa Insignis sięgnąłem w ramach ćwiczeń przypominających. No i zrobiłem sobie ćwiczenia.
The Diary of a CEO. 33 zasady biznesu i życia
Tak brzmi pełny tytuł, a ja już na początku przyznaję, że lektura irytowała mnie od pierwszego rozdziału. Najbardziej wkurzający jest chyba autor, kipiący pewnością siebie i emanujący brakiem poszanowania dla klasyki. Całość doprawia niedbałym podejściem do niezwykle poważnych zagadnień, prowadzących wszak ludzi do rychłego sukcesu lub zwątpienia we własne umiejętności. Całość powodowała, że pierwsze rozdziały czytałem że zmarszczonym czołem i zdenerwowaniem wypisanym na twarzy. Nim minęły 2 wieczory byłem w połowie lektury.
Nie wiem czy umiem bardziej zachwalić książkę. Pamiętam bowiem, że to wciąż książka, a nie podręcznik, a je kochamy za emocje. Jeśli czytaniu towarzyszy aktywna chęć polemiki, dążąca niemal do wrogiej negacji, nasze szare komórki są niezwykle silnie stymulowane. Autorem jest Steven Bartlett, brytyjski (choć urodzony w Botswanie) przedsiębiorca i autor słynnego podcastu The Diary of a CEO, którego osobiście nigdy nie miałem okazji posłuchać. Warto tu wspomnieć, że kanał na YT z 6,15 mln subskrybentów blednie wobec biznesowego imperium tego przebojowego 32-latka. Bartlett jest też przesadnie pewnym siebie draniem z młodego pokolenia (tak się pocieszam – jesteśmy niemal rówieśnikami), który wywraca wszystko do góry nogami i zmusza do myślenia. A czym więcej myślimy, tym więcej wniosków wyciągamy.Na pewnym etapie lektury nie byłem już pewien które wnioski są moimi własnymi. Zrobiłem więc coś, czego nie robiłem od lat. Wyciągnąłem nieśmiertelna listę porad i wskazówek, w które absolutnie wierzę i dopisałem do niej do najmniej 8 nowych punktów. Cały zabieg ułatwiła mi konstrukcja książki. Każdy rozdział zaczyna się hasłem, rozwiniętym przez kilka życiowych historyjek popierających tezę. Fragment jest domykamy przez spójną listę wniosków i uwag. Wbrew zapewnieniom autora nie jest to odkrywczy zabieg, widziałem go już wielokrotnie, ale nie ukrywam że odpowiada mi takie formatowanie treści.
Zastanawiam się kto powinien przeczytać 33 zasady biznesu i życia. Odbiorcy podobni do mnie, czyli dość wkręceni w temat, na pewno odnajdą tutaj sporo świeżej wiedzy i czystej frajdy z lektury. Wydaje mi się, że powierzchowne podejście do wielu zagadnień i kontrowersyjnie beztroskie tezy, czynią z książki dość przystępną lekturę również dla początkujących. Jednocześnie nie mogę przestać myśleć o długofalowych skutkach rozpoczęcia przygody z światem biznesu od tej konkretnej pozycji. Jeśli bowiem przyjmiemy ją bezrefleksyjnie, albo co gorsza potraktujemy jako drogowskaz, to oprzemy swoje plany i nadzieje o szczęśliwe sploty zdarzeń i ogrom entuzjazmu, które bez wątpienia towarzyszyły na początku kariery autorowi. Korzystając więc z odrobiny przestrzeni na wypowiedź, mocno rekomenduję połączanie The Diary of a CEO z przynajmniej niewielką dawką tradycyjnej lektury. Nie mówię tutaj o przecenianym i zamurowanym „Bogatym Ojcu”, czy podręcznikach Obłoja. Wydaje mi się, że odpowiednią równowagę może zapewnić nawet kilka równie przystępnych biografii, które pozwolą wypracować bardziej zrównoważone spojrzenie na sposób budowania swojej małej lub ogromnej fortuny.
Jeśli chcesz poczytać, to do wyboru masz klasyczną książkę za 32 zł lub audiobook za 38 zł.
A jeśli podobnie jak ja lubisz wątki biznesowe, to pewnie ucieszysz się, że Facet z Zasadami jest już na Netflix.